wtorek, 19 marca 2019

Poza kontrolą - czyli życie w psychiatryku część III


Poprzednie dwa wpisy poświęciłam tematyce funkcjonowania pacjenta na oddziale w szpitalu psychiatrycznym. Dzisiaj kolejna dawka informacji z pierwszej ręki.
Najpóźniej o godzinie 14 personel medyczny opuszczał szpital i lekarze oraz terapeuci udawali się zarabiać pieniądze, zostawiając nas pod opieką pielęgniarek i lekarza dyżurnego – jednego na cały szpital! Teraz był czas na spacery, pokojowe nasiadówki, oglądanie telewizji, czytanie książek, gry planszowe.
Między godziną 15 a 19 oficjalnie można było wychodzić na spacery (oczywiście na terenie szpitala). Czasem udawało się jeszcze wymknąć trochę wcześniej. Czasem takie „wymknięcie” się było jedynym sposobem, aby złapać trochę światła. Zimą o 16 robiło się już ciemno, a jeśli wypadł akurat dzień dyżuru i mi przypadło pilnować salek od 15 do 16, to jedynym sposobem było złapanie słońca przed 15. Na szczęście większość pielęgniarek przymykała na to oko i wyrażała zgodę na wyjście z budynku. Na początku pobytu w szpitalu spacerowałam sama, z czasem zaczęłam się umawiać z innymi pacjentami na wspólne wyjścia. Te spacery to była dla mnie najprzyjemniejsza część dnia, chociaż nie wszyscy z tej możliwości korzystali. Rozumiem, nie każdy musi lubić chodzić, ja, także będąc w domu, staram się spacerować codziennie, ale nie zawsze mam na to czas.
Szpitalne spacery to także czas nawiązywania nowych znajomości. W sumie to jedyna okazja, kiedy można było swobodnie rozmawiać, bez stresu, że ktoś usłyszy. A takie rozmowy bardzo wiele wnosiły do terapii. Można było się dowiedzieć, jak ktoś inny radzi sobie z podobnymi problemami do naszych, ale można było też rozmawiać o zwykłym, pozaszpitalnym życiu. O wszystkim i o niczym. Namiastka wolności w tym skoszarowanym świecie.
Kiedy aura nie sprzyjała (choć zdarzyło mi się spacerować w deszczu), jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu były spotkanie przy kawie lub herbacie i słodkościach. W czasie pobytu w szpitalu psychiatrycznym większość pacjentów przybiera na wadze. Wpływa na to kilka czynników: po pierwsze leki zwalniające metabolizm, po drugie brak ruchu, po trzecie zabijanie czasu przez jedzenie. Niby to nic takiego poczęstować koleżankę/kolegę cukierkiem, ciastem albo paluszkami, ale gdy wszyscy ciągle tak się częstują można odnieść wrażenie, że jeśli nie jem tych przekąsek to jestem inny od grupy. I tak to stadne zachowanie powodowało zbiorowe przybieranie na wadze. Ja w dwa miesiące zgromadziłam 2 kg, na szczęście szybko zgubiłam je po powrocie do domu aktywnego trybu życia.
Na szczęście nasiadówki to nie tylko jedzenie, ale i ciekawe dyskusje. Tym razem już nie tak kameralne jak podczas spacerów, bo w pokoju/sali w czasie takiego spotkania siedziało czasem osiem osób. Z reguły były to luźniejsze rozmowy na różne tematy. W naszej grupie była kobieta – astrolog, jeśli ona uczestniczyła w takim spotkaniu, chętnie przepowiadała nam przyszłość. Można było słuchać z zaciekawieniem albo chociaż się pośmiać.
Inną formą wspólnego spędzania czasu były gry. Na oddziale mieliśmy dwa zestawy SCRABBLE. Kilka osób miało karty. Parę razy zdarzyło mi się grać w Scrabble. Co prawda czasem te gry były nieco utrudnione. Niektóre leki obniżają koncentracje, człowiek jest zamotany, nie ma refleksu. Bywało ciężko, ale liczyła się wspólna zabawa. Byliśmy dla siebie wyrozumiali.
Na oddziale znajdowała się również świetlica wyposażona w telewizor. Kilka razy zdarzyło mi się oglądać tam teleturniej „Jeden z dziesięciu”. W czasie mojej hospitalizacji, występował tam mój tata. Dzięki temu mogłam mu kibicować. Ucieszyło mnie to. Generalnie nie lubię oglądać telewizji, to też w szpitalu rzadko to robiłam, dodatkowo czasem dochodziło tam do konfliktów interesów. Zazwyczaj było kilka frakcji, które chciały oglądać coś innego. Nie lubię takich sytuacji, wolę w nich nie uczestniczyć.
W czasie pobytu w szpitalu przeczytałam też kilka książek, mimo iż warunki nie sprzyjały lekturze. W moim „pokoju” działało tylko jedno światło i przy czytaniu szybko bolały mnie oczy. Jednak czasem, jeśli obudziłam się wcześniej, czytałam rano między 8 a 9 przed zajęciami. Wtedy było widno.
Nie wspomniałam jeszcze o wizytach. Czas odwiedzin, podobnie jak spacerów, przypadał między 15 a 19 w tygodniu i 9 a 19 w weekend. Najczęściej odwiedzali mnie rodzice. Kilka razy odwiedzili mnie też znajomi, więc generalnie nie mogłam narzekać na nudę i osamotnienie. Mam to szczęście, że potrafię się przyznać do choroby w najbliższym otoczeniu i – z reguły – większość ludzi akceptuje ten fakt, dając mi wsparcie. Nie mogę powiedzieć, żebym nigdy nie spotkała się z ostracyzmem z tego powodu lub odrzuceniem, bo takie sytuacje też miały miejsce. Jednak staram się na tym nie koncentrować i otaczać ludźmi, dla których choroba psychiczna nie jest czynnikiem dyskwalifikującym z życia towarzyskiego czy rodzinnego.
Poza tym toczyło się też życie w palarni. Dla mnie niedostępne, ba nawet nie próbowałam go skosztować. Jestem osobą niepalącą i nie lubię siedzieć w smrodzie.
Swoistą odmianą czasu wolnego były przepustki. Przepustki do świata pozaszpitalnego. Każdemu pacjentowi przysługują w weekend dwie przepustki: jedna 6 godzinna, druga dwunasto- lub jedenastogodzinna (w zależności od pory roku, w czasie letnim 12h, w czasie zimowym 11h) i dodatkowo jedno wolne popołudnie 3:45h w tygodniu.
I po kilku tygodniach, w grupie CHAD-owej najczęściej po ośmiu tygodniach, nadchodzi dzień wyjścia na długą przepustkę. To w dużej mierze od pacjenta zależy, jak długa będzie ta przepustka. Moja trwa już piętnaście miesięcy i mam nadzieję, że potrwa jeszcze lata. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia. Często wielu pacjentów wraca do szpitala po miesiącu lub dwóch. Nazywa się to zjawiskiem „obrotowych drzwi” w psychiatrii. Polega ono na tym, że pacjent w czasie pobytu w szpitalu uzyskuje poprawę stanu psychicznego, jednak po wypisie zaprzestaje leczenia i następuje pogorszenie stanu zdrowia, które skutkuje kolejną hospitalizacją. Zatem gorąco apeluję do wszystkich pacjentów, kontynuujcie leczenie po wyjściu ze szpitala. Tylko przestrzeganie zaleceń medycznych może utrzymać wasze zdrowie w zadawalającym stanie. Powodzenia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...