Poprzednie
dwa wpisy poświęciłam tematyce funkcjonowania pacjenta na oddziale
w szpitalu psychiatrycznym. Dzisiaj kolejna dawka informacji z
pierwszej ręki.
Najpóźniej
o godzinie 14 personel medyczny opuszczał szpital i lekarze oraz
terapeuci udawali się zarabiać pieniądze, zostawiając nas pod
opieką pielęgniarek i lekarza dyżurnego – jednego na cały
szpital! Teraz był czas na spacery, pokojowe nasiadówki, oglądanie
telewizji, czytanie książek, gry planszowe.
Między
godziną 15 a 19 oficjalnie można było wychodzić na spacery
(oczywiście na terenie szpitala). Czasem udawało się jeszcze
wymknąć trochę wcześniej. Czasem takie „wymknięcie” się
było jedynym sposobem, aby złapać trochę światła. Zimą o 16
robiło się już ciemno, a jeśli wypadł akurat dzień dyżuru i mi
przypadło pilnować salek od 15 do 16, to jedynym sposobem było
złapanie słońca przed 15. Na szczęście większość pielęgniarek
przymykała na to oko i wyrażała zgodę na wyjście z budynku. Na
początku pobytu w szpitalu spacerowałam sama, z czasem zaczęłam
się umawiać z innymi pacjentami na wspólne wyjścia. Te spacery to
była dla mnie najprzyjemniejsza część dnia, chociaż nie wszyscy
z tej możliwości korzystali. Rozumiem, nie każdy musi lubić
chodzić, ja, także będąc w domu, staram się spacerować
codziennie, ale nie zawsze mam na to czas.
Szpitalne
spacery to także czas nawiązywania nowych znajomości. W sumie to
jedyna okazja, kiedy można było swobodnie rozmawiać, bez stresu,
że ktoś usłyszy. A takie rozmowy bardzo wiele wnosiły do terapii.
Można było się dowiedzieć, jak ktoś inny radzi sobie z podobnymi
problemami do naszych, ale można było też rozmawiać o zwykłym,
pozaszpitalnym życiu. O wszystkim i o niczym. Namiastka
wolności w tym skoszarowanym świecie.
Kiedy
aura nie sprzyjała (choć zdarzyło mi się spacerować w deszczu),
jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu były spotkanie przy
kawie lub herbacie i słodkościach. W czasie pobytu w szpitalu
psychiatrycznym większość pacjentów przybiera na wadze. Wpływa
na to kilka czynników: po pierwsze leki zwalniające metabolizm, po
drugie brak ruchu, po trzecie zabijanie czasu przez jedzenie. Niby to
nic takiego poczęstować koleżankę/kolegę cukierkiem, ciastem
albo paluszkami, ale gdy wszyscy ciągle tak się częstują można
odnieść wrażenie, że jeśli nie jem tych przekąsek to jestem
inny od grupy. I tak to stadne zachowanie powodowało zbiorowe
przybieranie na wadze. Ja w dwa miesiące zgromadziłam 2 kg, na
szczęście szybko zgubiłam je po powrocie do domu i aktywnego
trybu życia.
Na
szczęście nasiadówki to nie tylko jedzenie, ale i ciekawe
dyskusje. Tym razem już nie tak kameralne jak podczas spacerów, bo
w pokoju/sali w czasie takiego spotkania siedziało czasem osiem
osób. Z reguły były to luźniejsze rozmowy na różne tematy. W
naszej grupie była kobieta – astrolog, jeśli ona uczestniczyła w
takim spotkaniu, chętnie przepowiadała nam przyszłość. Można
było słuchać z zaciekawieniem albo chociaż się pośmiać.
Inną
formą wspólnego spędzania czasu były gry. Na oddziale mieliśmy
dwa zestawy SCRABBLE. Kilka osób miało karty. Parę razy zdarzyło
mi się grać w Scrabble. Co prawda czasem te gry były nieco
utrudnione. Niektóre leki obniżają koncentracje, człowiek jest
zamotany, nie ma refleksu. Bywało ciężko, ale liczyła się
wspólna zabawa. Byliśmy dla siebie wyrozumiali.
Na
oddziale znajdowała się również świetlica wyposażona w
telewizor. Kilka razy zdarzyło mi się oglądać tam teleturniej
„Jeden z dziesięciu”. W czasie mojej hospitalizacji, występował
tam mój tata. Dzięki temu mogłam mu kibicować. Ucieszyło mnie
to. Generalnie nie lubię oglądać telewizji, to też w szpitalu
rzadko to robiłam, dodatkowo czasem dochodziło tam do konfliktów
interesów. Zazwyczaj było kilka frakcji, które chciały oglądać
coś innego. Nie lubię takich sytuacji, wolę w nich nie
uczestniczyć.
W
czasie pobytu w szpitalu przeczytałam też kilka książek, mimo iż
warunki nie sprzyjały lekturze. W moim „pokoju” działało
tylko jedno światło i przy czytaniu szybko bolały mnie oczy.
Jednak czasem, jeśli obudziłam się wcześniej, czytałam rano
między 8 a 9 przed zajęciami. Wtedy było widno.
Nie
wspomniałam jeszcze o wizytach. Czas odwiedzin, podobnie jak
spacerów, przypadał między 15 a 19 w tygodniu i 9 a 19 w weekend.
Najczęściej odwiedzali mnie rodzice. Kilka razy odwiedzili mnie też
znajomi, więc generalnie nie mogłam narzekać na nudę i
osamotnienie. Mam to szczęście, że potrafię się przyznać do
choroby w najbliższym otoczeniu i – z reguły – większość
ludzi akceptuje ten fakt, dając mi wsparcie. Nie mogę powiedzieć,
żebym nigdy nie spotkała się z ostracyzmem z tego powodu lub
odrzuceniem, bo takie sytuacje też miały miejsce. Jednak staram się
na tym nie koncentrować i otaczać ludźmi, dla których choroba
psychiczna nie jest czynnikiem dyskwalifikującym z życia
towarzyskiego czy rodzinnego.
Poza
tym toczyło się też życie w palarni. Dla mnie niedostępne, ba
nawet nie próbowałam go skosztować. Jestem osobą niepalącą i
nie lubię siedzieć w smrodzie.
Swoistą
odmianą czasu wolnego były przepustki. Przepustki do świata
pozaszpitalnego. Każdemu pacjentowi przysługują w weekend dwie
przepustki: jedna 6 godzinna, druga dwunasto- lub
jedenastogodzinna (w zależności od pory roku, w czasie letnim 12h,
w czasie zimowym 11h) i dodatkowo jedno wolne popołudnie 3:45h
w tygodniu.
I
po kilku tygodniach, w grupie CHAD-owej najczęściej po ośmiu
tygodniach, nadchodzi dzień wyjścia na długą przepustkę. To w
dużej mierze od pacjenta zależy, jak długa będzie ta przepustka.
Moja trwa już piętnaście miesięcy i mam nadzieję, że potrwa
jeszcze lata. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia. Często
wielu pacjentów wraca do szpitala po miesiącu lub dwóch. Nazywa
się to zjawiskiem „obrotowych drzwi” w psychiatrii. Polega ono
na tym, że pacjent w czasie pobytu w szpitalu uzyskuje poprawę
stanu psychicznego, jednak po wypisie zaprzestaje leczenia
i następuje pogorszenie stanu zdrowia, które skutkuje kolejną
hospitalizacją. Zatem gorąco apeluję do wszystkich pacjentów,
kontynuujcie leczenie po wyjściu ze szpitala. Tylko przestrzeganie
zaleceń medycznych może utrzymać wasze zdrowie w zadawalającym
stanie. Powodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz