poniedziałek, 29 października 2018

Jak rozpoznać chorego psychicznie?


Jest taki dowcip: „Jak odróżnić pacjenta szpitala psychiatrycznego od jego pracowników? Pacjentom się poprawia, opuszczają szpital”. I jest w tym jakaś prawda. Czy da się postawić granice między chorym a zdrowym? Co jest normą, a co normą już nie jest? Odpowiedzieć arbitralnie na te pytania chyba się nie da, ale chętnie podzielę się swoim punktem widzenia.
Co to jest zdrowie psychiczne?
Zdrowie psychiczne, moim zdaniem, to zdolność zachowania pewnej równowagi i samodzielnego funkcjonowanie niezależnie od zmieniających się czynników zewnętrznych. Polskie Towarzystwo Psychiatryczne w jednym ze swoich zeszytów prezentuje nową definicje zdrowia psychicznego, która brzmi następująco: "Zdrowie psychiczne jest dynamicznym stanem wewnętrznej równowagi, która umożliwia osobom wykorzystywanie ich umiejętności w harmonii z uniwersalnymi wartościami społecznymi. Podstawowe umiejętności poznawcze i społeczne; zdolność rozpoznawania, wyrażania i modulowania własnych emocji, a także współczucia dla innych; elastyczność i zdolność radzenia sobie z niekorzystnymi zdarzeniami w życiu i pełnienia funkcji w rolach społecznych; a także harmonijny związek między ciałem a umysłem to istotne składniki zdrowia psychicznego, które przyczyniają się w różnym stopniu do stanu równowagi wewnętrznej". Jak widać ta profesjonalna definicja zaznacza także wartości społeczne jako punkt odniesienia dla pojęcia zdrowia psychicznego. Jest to bardzo istotne. Każda kultura ma własny kanon zdrowych zachowań i należy mieć to na uwadze.
Norma a patologia
Życie to nie system zero-jedynkowy, gdzie istnieje łatwe odróżnienie błędu od wyniku poprawnego. Rzeczywistość jest pełna odcieni szarości, które w różnym świetle zmieniają swoją barwę i intensywność. Podobnie jest z kryterium normy i patologii w kontekście zdrowia psychicznego. Nie ma chyba człowieka, który nigdy nie miałby gorszego dnia z obniżonym nastrojem, nieprzespanej nocy, braku apetytu przed stresującym egzaminem lub odwrotnie, wilczego apetytu z powodu nerwów. Osobiście za objawy choroby uważam takie czynniki, które utrudniają sprawne funkcjonowanie w życiu i społeczeństwie. Przykładowo zaliczyłabym tu zaburzenia snu, apetytu, zdolności koncentracji, wszelkie objawy psychotyczne (urojenia, omamy) czy też słowotok i nadmierne pobudzenie. Być może mój punkt widzenia jest spaczony ze względu na chorobę dwubiegunową, ale każdy człowiek chyba potrafi zaobserwować u siebie, co dla niego jest niepokojące. Tak samo powinno reagować otoczenie. Jeśli niepokoi Cię zachowanie kogoś z Twoich bliskich, postaraj się z nim spokojnie porozmawiać i zasugeruj kontakt ze specjalistą. Człowiek w manii może swoim zachowaniem przypominać osobę będącą pod wpływem narkotyków lub alkoholu. Pojawienie się takich objawów polecam skonsultować z lekarzem. Do psychiatry nie są potrzebne skierowania, jednak niekiedy czas oczekiwania na wizytę może być długi. Jeśli potrzebujesz pomocy, natychmiast skontaktuj się z lekarzem rodzinnym. Powinien wiedzieć co robić. Być może w skrajnym przypadku, to on skieruje Cię do szpitala.
Czym jest choroba psychiczna?
Choroba psychiczna to zaburzenie funkcji psychicznych, czyli czucia, myślenia i postrzegania świata.
Jakie są choroby psychiczne?
Spektrum chorób psychicznych jest bardzo szerokie. Nie czuję się kompetentna, aby wymienić tu wszystkie choroby psychiczne. Wspomnę tylko te, z którymi spotkałam się w czasie leczenia.
  • choroby afektywne (choroby nastroju): różnego rodzaju depresje i choroba afektywna dwubiegunowa (CHAD)
  • zaburzenia psychotyczne: schizofrenia, psychoza
  • zaburzenia odżywiania: anoreksja, bulimia
  • zaburzenia lękowe
  • zaburzenia nerwicowe
  • zaburzenia osobowości
  • uzależnienia
Jeszcze raz podkreślę, że absolutnie nie jestem lekarzem ani psychologiem. Jeśli widzisz u siebie jakiekolwiek niepokojące objawy, koniecznie skonsultuj się z psychiatrą. Podobnie jeśli zauważasz coś niepokojącego u kogoś z Twoich bliskich, pomóż mu skontaktować się ze specjalistą. Bardzo często człowiek chory nie zdaje sobie sprawy ze swojego stanu.
Czy podział na „zdrowi” i „chorzy” jest potrzebny?
Sądzę, że w pewnych kwestiach tak, a w innych nie. Człowiek chory psychicznie – tak samo jak każdy inny – nadal jest człowiekiem. W kryzysie psychicznym może mieć problem z samodzielnym funkcjonowaniem, podejmowaniem decyzji i wykonywaniem codziennych czynności. Jednak w większości chorób psychicznych istnieje taki czas jak REMISJA CHOROBY i wówczas można funkcjonować całkiem dobrze. Faktem jest, że wiele leków psychiatrycznych może powodować senność, przez co osoby leczące się często mają większą potrzebę snu niż przed zdiagnozowaniem choroby i przyjmowaniem lekarstw.
Jakie zmiany u siebie zaobserwowałam od momentu diagnozy?
Podstawową zmianą jest to, że chce być zdrowa i stabilna (co jest bardzo istotne w chorobie dwubiegunowej) i całe swoje życie temu podporządkowałam. Prowadzę obecnie absolutnie zdrowy styl życia. Zrezygnowałam nawet z kawy kofeinowej i zastąpiłam ją kawą zbożową („Anatolem”, czasem „Inką”). To, co mi najbardziej przeszkadza to to ,o czym wspomniałam powyżej. Zwiększona potrzeba snu. Obecnie śpię między 8 a 10 godzin dziennie. Nie jest to jednak żadne zaburzenie. Z drugiej strony to dużo jak na realia współczesnego świata. Druga rzecz to większa potrzeba odpoczynku, a być może to tylko świadomość że odpoczynek jest potrzebny do prawidłowego funkcjonowania. Wcześniej bardzo zaniedbywałam tę sferę. I to tyle zmian u mnie, a jak jest u Was?
Czy uważam się za wariatkę?
Jestem wariatką i powiem Wam co to słowo znaczy. Wariat to polski odpowiednik łacińskiego varius znaczącego tyle co inny, różny. Nie ma dwóch takich samych osób na świecie, każdy jest inny, więc wszyscy jesteśmy wariatami. Uważam też, że w każdym człowieku, (zdiagnozowanym czy niezdiagnozowanym) jest jakaś cząstka chora i cząstka zdrowa. Oczywiście w przebiegu choroby proporcje między tymi częściami mogą ulegać zmianie, ale w każdym człowieku zawsze można znaleźć coś zdrowego i na tej zdrowej cząstce chciałabym się koncentrować.


czwartek, 25 października 2018

Książki, które leczą


Za oknem zrobiło się zimno, sezon grzewczy rozpoczęty. Wieczory są wystarczająco długie i ciemne, aby bez wyrzutów sumienia spędzać je w domu z kakao lub ulubioną herbatą. I oczywiście nie tylko czekoladą, ale i odżywczą książką. Nic nie ożywia mnie tak jak dobra książka. Najczęściej sięgam po literaturę faktu, głownie reportaże i biografie, ale nie tylko. Lubię też "książki terapeutyczne", za które uważam zarówno książki psychologiczne, jak i powieści, które pozwoliły mi zrozumieć pewne zachodzące we mnie mechanizmy. Poniżej znajdziecie kilka pozycji wartych uwagi. Rozrzut będzie szeroki – znajdzie się wśród nich powieść, autobiografia, biografia, reportaż wojenny oraz trzy książki psychologiczne.
Pozycja pierwsza to Mama i sens życia. Opowieści psychoterapeutyczne autorstwa Irvina D. Yaloma. Ten amerykański profesor psychiatrii z rosyjskimi i żydowskimi korzeniami w fascynujący sposób pokazuje mechanizm psychoterapii. Nie są to jakieś wydumane teoretyczne przykłady, tylko sześć prawdziwych historii pacjentów. Pierwsza z nich dotyczy samego autora, co uwiarygadnia całość publikacji. Kolejna część poświęcona jest głownie psychoonkologii. Następna opowiada o terapii grupowej w realiach amerykańskiego systemu opieki psychiatrycznej. Jest też historia terapii dotyczącej odchodzenia i żałoby oraz opowieść o rozterkach współczesnej kobiety sukcesu. Ostatni rozdział metaforycznie ukazuje mechanizm działania psychoterapii. W tych kilku opowiadaniach poruszone są tematy uniwersalne, dotyczące każdego współczesnego człowieka.
Kolejną książką z nurtu psychologicznego, jaką chciałabym polecić jest Niepotrzebna jak róża. Potrzeba normalności w chorobie psychicznej Arnhild Lauveng, norweskiej psycholog zmagającej się ze schizofrenią. Książka ta w przystępny sposób przybliża nie tylko tę chorobę, ale i system opieki psychiatrycznej w Skandynawii. Pokazuje zmagania z rzeczywistością z perspektywy pacjenta, a także stanowi głos w walce o godność człowieka w trakcie kryzysu psychiatrycznego i po nim.
Byłam po drugiej stronie lustra. Wygrana walka ze schizofrenią tej samej autorki co poprzednia lektura, to historia jej walki z chorobą. Jej wygranej walki. Warto ją przeczytać, aby przekonać się że niemożliwe jest całkiem realne, co w pewien sposób łączy ja z dwiema następnymi pozycjami.
Kuba to autobiografia napisana w duecie przez Kubę Błaszczykowskiego i Małgorzatę Domagalik . Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości. Przy okazji Euro 2012 Marcin Koszałka, którego znałam ze studiów, realizował film dokumentalny "Będziesz legendą człowieku" poświęcony kapitanowi polskiej drużyny Franciszka Smudy. Dzięki docierającym do mnie opowieściom o pracy nad filmem Kuba Błaszczykowski wiele zyskał w moich oczach. Wcześniej piłkarze nie budzili mojej sympatii. Piłka nożna nie jest moją pasją, jednak film Koszałki obejrzałam z zaciekawieniem. Powód był prosty, chciałam zobaczyć jak wypadła praca znajomego ze szkoły. Rozbieżności między filmem a tym, czego oczekiwałam na podstawie opowieści znajomych sprawiły, że odczuwałam pewien niedosyt i postanowiłam dowiedzieć się więcej o Kubie Błaszczykowskim. Jego biografia poruszyła mnie do szpiku kości. Wcześniej nie wiedziałam absolutnie nic o tym człowieku, który – będąc jeszcze dzieckiem – pewnego tragicznego dnia stracił oboje rodziców – matkę na zawsze, a ojca na wiele lat. Mimo tego nie jest to historia o traumie, tylko o rozwoju. O narodzinach bohatera. Chłopaka z małej miejscowości pod Częstochową, który dzielnie walczy o swoje zgodnie z zasadami fair play. Jest to bardzo budująca opowieść.
Najlepszy. Gdy słabość staje się siłą Łukasza Grasa to prawdziwa historia Jerzego Górskiego. Pierwszego Polaka, który wygrał prestiżowe zawody Double Ironman w USA (8km pływania, 360km na rowerze oraz 84km biegu). Wyczyn to tym większy, że po drodze bohater pokonuje uzależnienie od narkotyków, papierosów i alkoholu. Pamiętajmy, że uzależnienia to też swoistego rodzaju choroby psychiczne! Takie choroby, które dzięki konsekwencji i silnej woli można pokonać.
Teraz coś dla fanów powieści. Wyznaję autorstwa Juame Cabré to prawdziwa cegła. Książkę tę poleciła mi lekarka. Kiedy zobaczyłam to 900 stron pomyślałam sobie "chyba nie dam rady". Początek był ciężki, wielowątkowa narracja wymagała skupienia. Jednak wystarczyło przeczytać 50 stron i można było się wciągnąć w fascynującą opowieść o niesamowitym człowieku. Jest to historia życia człowieka, którego poznajemy jako małego chłopca i towarzyszymy mu do końca życia. Opowieść na wskroś prawdziwa, obnażająca bezlitosność losu. Pokazująca "kurrrrewskie życie" ale nigdy nie gorsząca tym sformułowaniem, że trzeba być naprawdę silnym człowiekiem, aby zwyciężyć w grze pod nazwą "życie".
Karbala Piotra Głuchowskiego i Marcina Górki to historia największej bitwy Polaków od czasu II wojny światowej. W jakim kluczu ta pozycja trafiła do listy moich książek terapeutycznych? W takim, że pokazuje problemy całkiem odbiegające od naszej europejskiej rzeczywistości. Daje dużo do myślenia o naszym szczęściu i beztrosce.
Myślę, że w tym zbiorze każdy znajdzie coś dla siebie. Byłoby mi trudno wskazać najlepszą z tych książek. Każda jest inna, ale każda zasługuje na uwagę i dotyczy kondycji ludzkiej, a szczególnie zdrowia psychicznego. Miłej lektury!
P.S.
Jeśli ktoś z Was woli ekranizacje książek, to "Najlepszy" i "Karbala" są dostępne również jako filmy :)

poniedziałek, 22 października 2018

Między nami pacjentami

Pisałam już o stosunkach chorych z rodziną, o relacjach towarzyskich i związkach. Dzisiaj pora na relacje chorych z chorymi. Czy są to jakieś szczególne znajomości, przyjaźnie? Co je odróżnia od pozostałych i w jaki sposób się rodzą?
Kiedy dowiedziałam się, że jestem chora, czułam się fatalnie. Dodatkowo miałam olbrzymie poczucie niezrozumienia i osamotnienia w chorobie, mimo że mogłam liczyć na wsparcie bliskich. Nie potrafiłam opisać swojego stanu, szukałam kogoś o podobnych przeżyciach. Zastanawiałam się, czy tylko ja tak mam, czy inni mają podobnie. Nie znałam nikogo z taką jak ja dolegliwością. Czytałam historie osób chorych na forach internetowych i po części się z nimi utożsamiałam, ale wszyscy byli obcy, wirtualni i nierealni. Mój stan się pogarszał. Trafiłam do szpitala.
O dziwo nie było tam aż tak źle. Trafiłam na sale z dwiema paniami w depresji. Były w wieku moich rodziców, ale to nie była żadna przeszkoda w nawiązaniu relacji. Wszystkie miałyśmy te same problemy. Chciałyśmy czytać, ale ciężko było się nam skupić. Chciałyśmy jakoś wyglądać, ale nie miałyśmy siły żeby umyć głowę. Było nam ciężko, ale jedność przeżyć bardzo nas do siebie zbliżyła. I to na tyle, że mimo sporej różnicy wieku z jedną z moich współlokatorek spotkałam się nawet po wyjściu ze szpitala, kiedy obie byłyśmy już w dużo lepszej kondycji. Nadal miło nam się rozmawiało.
Jest taka dziwna zasada w polskim leczeniu psychiatrycznym, która zakazuje kontaktu z osobami poznanymi w czasie leczenia. I sama chyba w trafność tej zasady uwierzyłam, bo zaprzestałam kontaktu z wyżej wspomnianą koleżanką. Jednak z perspektywy czasu wiem, że to bez sensu. Uważam, że człowiek sam widzi, które relacje są destrukcyjne – i te należy zakończyć – a które wnoszą coś pozytywnego do życia – te powinno się rozwijać. Obecnie, nie widzę nic niestosownego w stwierdzeniu "to moja najlepsza koleżanka z psychiatryka". Przecież pacjenci innych schorzeń nie mają takiego zakazu, a skoro dążymy do tego, aby nie stygmatyzować chorych psychicznie, nie powinno zabierać nam się prawa do kontaktu między sobą.
Podczas drugiego pobyty w szpitalu (na oddziale terapeutycznym) w regulaminie znowu było napisane, że po zakończeniu terapii nie należy kontynuować szpitalnych znajomości. I stałam tutaj przed wielkim dylematem. Przez dwa miesiące poznałam wielu ludzi, niektórzy z nich stali mi się szczególnie bliscy. Dotyczy to głownie osób o podobnych przeżyciach związanych z kryzysem psychicznym. Myślę, że tego typu doświadczenia bardzo zbliżają i mogą być fundamentem szczególnej relacji. Z drugiej strony jestem osobą, która bardzo podporządkowuje się zasadom. I skoro taki punkt regulaminu był, to może należałoby go uszanować? Na wszelki wypadek wzięłam kilka numerów telefonów i postanowiłam sprawę skonsultować z psychologiem na terapii indywidualnej.
Wspólnie z moją psycholog doszłyśmy do wniosku, że jeśli obie strony relacji są zainteresowane utrzymywaniem kontaktu, to nie ma terapeutycznych wskazań do zakończenia takiej znajomości. Uff. Odetchnęłam z ulgą. Minął miesiąc od wyjścia ze szpitala. Z radością zorganizowałam w domu spotkanie "szpitalników". Zaprosiłam dwie koleżanki i kolegę. Przygotowałam ciasto i inne słodkości, zaopatrzyłam się w kawę i herbatę. Byłam przekonana, że spotkanie potrwa maksymalnie dwie godziny. W rzeczywistości spędziliśmy ze sobą pół dnia, a tematów do rozmowy nie brakowało. Od tamtej pory kultywuje te znajomości. Wiem, że są dla mnie karmiące i rozwijające. Czerpiąc z doświadczeń innych, omijam pułapki czyhające na chorych w zdrowym świecie. A przede wszystkim w tych relacjach czuje się bardzo bezpiecznie. Wiem, że moje lęki nigdy nie zostaną osądzone jako dziwactwo. Mogę liczyć na pełne zrozumienie i wsparcie oraz pomoc w przezwyciężaniu własnych słabości.
Chorzy mogą sobie nawzajem wiele dać. Przykładem takiej samopomocy są grupy wsparcia. Grupa taka powinna zrzeszać osoby cierpiące na to samo zaburzenie. Niestety trudno znaleźć takie wyspecjalizowane grupy. Jednak i na to są rozwiązania. Pochwalę się moim małym sukcesem. Udało mi się zorganizować taką grupę! Pierwsze spotkanie już za nami, na razie jest nas tylko trzy osoby. Aby grupa spełniała swoją funkcje powinna liczyć od sześciu do dwudziestu osób. I tutaj dobra wiadomość. Jeśli cierpisz na depresję lub chorobę dwubiegunową, a jesteś z Sosnowca lub najbliższej okolicy, możesz do nas dołączyć. Jeśli znasz kogoś, kogo dotyczy ten problem, koniecznie poinformuj go o takiej możliwości. Najbliższe spotkanie już 24 listopada o godzinie 17:30 w Świetlicy Środula przy ulicy Prusa 53. Chcesz dowiedzieć się więcej? Skorzystaj z formularza kontaktowego po lewej stronie. Czekamy na Ciebie!





czwartek, 18 października 2018

Związki i relacje w chorobie psychicznej


Poprzednio pisałam o rodzinie w chorobie psychicznej. O tym, jak choroba wpływa na stosunki rodzinne. Dziś będzie o wszystkich innych relacjach międzyludzkich, w których występuje osoba z zaburzeniem psychicznym. Do tej kategorii wrzucam związki towarzyskie, koleżeńskie, przyjacielskie i damsko – męskie. Nie chcę się nad tym tak dokładnie rozwodzić, jak w przypadku rodziny, więc przedstawię tu tylko moje ogólne spostrzeżenia.
Choroba weryfikuje relacje
O ile w przypadku rodziny występują więzy krwi, które są czymś, co łączy mimo wszystko, o tyle tutaj panuje wolna amerykanka. Hipomania jest zazwyczaj bardzo pożądana w dzisiejszym świecie i mało kto kojarzy taki stan z chorobą. Zatem osoba, która w przebiegu choroby nie doświadcza skrajnych stanów takich jak mania lub depresja, a jedynie subdepresji i hipomanii, nie będzie mieć tak obciążonych relacji jak osoby, u których wystąpiła mania lub depresja. Faktem jest, że oba te stany są uciążliwe dla otoczenia. Ludzie są tylko ludźmi i myślę, że nie można się dziwić, że uciekają od osób zachowujących się dziwnie. Jednak gdy są to bliskie relacje, warto chociaż zasugerować choremu kontakt ze specjalistą, np. psychiatrą lub psychologiem. Osoba w manii może być absolutnie nieświadoma swojego stanu i z pewnością nie zauważy niepokojących objawów.
Czy choroba jest przeszkodą we wchodzeniu w związek?
Myślę, że na samym początku nie trzeba o tym wszystkich informować. Choroba to tylko choroba, rzadko zdarza się, żeby ktoś z niewydolnością nerek lub chorobą Hashimoto informował o tym na pierwszym spotkaniu. Uważam jednak, że wraz z upływem czasu, przy pogłębiającej znajomości, warto pozwolić sobie na szczerość i porozmawiać o tym temacie. Nie jestem zwolenniczką żadnej teorii mówiącej o tym, że nikt nie zrozumie chorego tak dobrze jak drugi chory czy, że osoba z zaburzeniami może dobrze funkcjonować tylko wtedy, kiedy obok niej jest ktoś zdrowy. Zdrowie jest tak ulotne, że nigdy nie możemy być w 100% pewni, że ktoś niezdiagnozowany nie ma zaburzeń psychicznych. Sądzę, że szukając partnera, należy, pomimo choroby, kierować się takimi samymi kryteriami, jak w każdym innym wypadku. Myślę, że dobrze znaleźć kogoś, kto będzie wsparciem, ale i inspiracją do stawania się lepszym człowiekiem. Kogoś, kto zawsze będzie stał po mojej stronie. Podobno nigdy nie jest ważne to, jak silny jest przeciwnik z którym masz się zmierzyć. Ważne jest to, jak silny jest ten, na czyją pomoc możesz liczyć.
Zapraszam do dyskusji!
Jestem ciekawa, jakie są Twoje doświadczenia w relacjach z innymi ludźmi. Zarówno z pozycji zdrowej osoby, która spotyka się z człowiekiem chorym, jak i na miejscu osoby chorej, która jest w relacjach ze zdrowymi ludźmi. Miejsce w komentarzach czeka na Was!

poniedziałek, 15 października 2018

Relacje w rodzinie w chorobie psychicznej



Trudny temat, ale bardzo ważny. Człowiek nie jest samotną wyspą, tylko istotą społeczną. Dobrostan i zdrowie psychiczne w dużej mierze jest zależne od otoczenia. Od tego, czy można liczyć na wsparcie najbliższych. Wahania nastroju wpływają na relacje z ludźmi, a osobie chorej trudno jest kontrolować emocje w zaostrzonych stanach chorobowych (mania, depresja, psychoza) i to właśnie wtedy może dojść do sytuacji, które są trudne i mogą znacząco wpłynąć na stosunki z innymi ludźmi. Negatywne emocji i uciążliwe zachowania najczęściej ranią tych, którzy są najbliżej chorych. Sama wiem, że w manii byłam nie do zniesienia. W depresji też jest ciężko wspierać chorego. W psychozie zaś jakakolwiek komunikacja jest mocno utrudniona.
Świadomość choroby może w pewien sposób łagodzić konflikty i inne nieprzyjemne sytuacje, jednak wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Mówiąc wprost, czasem jest bardzo trudno utrzymać poprawne relacje w czasie zaostrzonych epizodów choroby, co rzutuje na cały przebieg kontaktów międzyludzkich. Jak to wygląda u mnie?
Rodzina i rodzice
Mam już 32 lata i do tej pory nie założyłam własnej rodziny. Mogę się wypowiedzieć jedynie z perspektywy dziecka, siostry i cioci, bo takie właśnie funkcje pełnię w mojej rodzinie. Rodzinie pochodzenia. Czy choroba zmieniła moją relacje z rodzicami? Oczywiście. Przed pojawieniem się epizodów chorobowych byłam bardzo samodzielna, a rodzice darzyli mnie ogromnym zaufaniem. W wieku 21 lat wyprowadziłam się do Warszawy (300km od domu) i pojechałam tam sama. Spakowałam wielki kufer, wsiadłam w pociąg, potem w autobus komunikacji miejskiej i znalazłam się w wynajętym pokoju. Mieszkałam tam pół roku i przez ten czas ani razu rodzicie mnie nie odwiedzili. Nie pisze tego z wyrzutem, po prostu chcę podkreślić, że nie ingerowali w żaden sposób w moje dorosłe życie. Pracowałam, studiowałam, wszystko było w porządku. Potem zaczęły występować epizody chorobowe, które skutecznie utrudniały mi samodzielne funkcjonowanie. Wielokrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania. Trochę byłam na swoim, potem następowało pogorszenie i potrzebowałam pomocy. Na szczęście byli rodzice, do których mogłam wrócić. Teraz już od kilku lat mieszkam w jednym domu z rodzicami. Dom jest duży, więc mam swoją autonomiczność. Jednak zawsze jest ktoś obok. Wiem, że rodzice chcą dobrze, ale czuję też, że teraz martwią się o mnie o wiele bardziej niż wtedy, gdy moja choroba nie była zdiagnozowana. Rozumiem ich postawę, ale momentami czuje się traktowana jak 5-latka.
Rodzeństwo
Mam 3 siostry i brata, a więc jest tu kilka relacji do opisania. Czy choroba tutaj coś zmieniła? I tak, i nie. Żeby znalazł się tu jakiś porządek, zacznę od starszej o 4 lata siostry. Od dziecka dzieliłam z nią pokój i to z nią do tej pory mam najlepszą relacje. Zawsze tak było i myślę, że choroba tego nie zmieniła. Owszem, wydaje mi się że w czasie hipomanii/manii moje zachowanie mogło być uciążliwe, ale Ela znalazła wtedy w sobie odwagę, aby o tym ze mną porozmawiać. Wówczas nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi, ale z perspektywy czasu potrafię ta otwartość i szczerość docenić. Tak samo w czasie poważnej depresji i mojego pobytu w szpitalu potrafiła się nade mną nie litować, tylko traktować mnie normalnie. W czasie przepustki aktywizowała mnie, zaprosiła do siebie na wspólne pieczenie ciasta i to też było dla mnie bardzo ważne. Czułam się potrzebna i wartościowa. I to ona pomogła mi to uczucie odnaleźć.
Mam też starszego brata. O tej relacji trudno mi mówić. Na chwile obecną jest chyba zamrożona. Jest w tym zakresie dużo do zrobienia. Nie wiem, czy jest to wynik mojego zachowania w czasie choroby (mam świadomość że w czasie manii mogłam skrzywdzić wielu ludzi), postawy brata czy tego, że nasze drogi życiowe po prostu się rozeszły. Czasem w życiu tak bywa, a choroba nie ma tu najmniejszego znaczenia. Może też wystąpiły tu wszystkie te czynniki naraz.
Mam też dwie młodsze o 4 lata siostry. I myślę, że te relacje choroba zmieniła najbardziej. Wydaje mi się, że choroba zdewaluowała moją pozycje starszej siostry. "Zniszczyła" mój autorytet. Nagle stałam się kimś słabszym, kimś, komu trzeba pomagać. Jest to poniekąd logiczne. Podobno choroba psychiczna jest czynnikiem obciążającym dla relacji nie tylko z dzieckiem czy małżonkiem, ale także z młodszym rodzeństwem i wydaje mi się, że tak jest w tym przypadku.
Dzieci w rodzinie
Nie jestem matką, ale jestem ciocią i matką chrzestną. Mam kontakt z dziećmi od początku choroby i dzieci te też mają świadomość tego faktu. Jednak wydaje mi się, że w bezpośrednich kontaktach z nimi nigdy nie miałam zaostrzonych stanów chorobowych. Kiedy było bardzo źle, starłam się unikać kontaktu z nimi. Nie chciałam, żeby widziały mnie w złym stanie. Dzieci zawsze stawiały mnie do pionu i pozwalały zmobilizować siły, aby funkcjonować jak najbardziej normalnie.
Żona i matka
Tych funkcji jeszcze nie pełniłam. Być może ktoś z Was ma takie doświadczenia i chciałby się nimi podzielić? Zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.



czwartek, 11 października 2018

Jak rozmawiać o chorobach psychicznych?


10 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Jesień to czas chandry. Małe nasłonecznienie, padający deszcz i niskie temperatury zachęcają do zamknięcia się w czterech ścianach i samym sobie. W kolorowej prasie o tej porze roku pojawiają się artykuły o tym, jak sobie radzić z depresją. I to tyle wiadomości, które można przeczytać o chorobach psychicznych. Zazwyczaj nie są to porady wysokich lotów. Na depresję jest pewne przyzwolenie społeczne, ba, można nawet powiedzieć, że stała się "modną chorobą" dzięki kampanii społecznej "TWARZE DEPRESJI" w której wystąpiło kilka znanych i odważnych osób. Ja też jestem odważna i nie wstydzę się mówić o swojej chorobie.
TEMAT TABU
W polskiej kulturze zdrowie psychiczne jest tematem tabu. Jeśli spojrzymy na statystki dotyczące liczby występowania zaburzeń psychicznych, jest to co najmniej dziwne. Według raportu o Ochronie Zdrowia Psychicznego w Polsce z 2014 roku 1/4 naszej populacji zmaga się z takimi schorzeniami. Jest nas co najmniej 12 milionów. Liczby stale rosną, a problem jest prawie całkowicie wyparty. Ewentualnie występuje w postaci kpin, żartów lub wyzwisk. Nie spotkałam się nigdy z tym, aby ktoś wyzywał kogoś od zawałowca lub gruźlika. Hasło "psychol" słyszałam jednak wielokrotnie (niekoniecznie adresowane do mnie). Zastanawia mnie dlaczego jedne choroby, takie jak białaczka czy stwardnienie rozsiane budzą współczucie, a inne, jak schizofrenia strach i odrazę?
NIEWIEDZA BUDZI STRACH I MILCZENIE
Myślę sobie, że to może brak informacji o chorobach psychicznych powoduje milczenie. Chociaż z drugiej strony wiem, że świadomość społeczna w zakresie choroby Gravesa-Basedowa lub glejaka nie jest większa, niż w temacie choroby afektywnej dwubiegunowej, to jednak łatwiej rozmawiać o chorobach somatycznych niż o chorobach psychicznych. Wystarczy wyjść na przystanek autobusowy i posłuchać o czym rozmawiają ludzie. Każdy skarży się, co mu dolega. Jeden ma problemy onkologiczne, drugiemu strzykają stawy, trzeci boryka się z cukrzycą. Jakoś nigdy nie słyszałam, aby w takiej dyskusji ktoś dzielił się swoim poczuciem lęku, urojeniami czy omamami. Ludzie wstydzą się tego bardziej niż chorób wenerycznych!
MOJA DECYZJA
Nie wstydzę się mojej choroby dwubiegunowej, chociaż na początku obawiałam się, jak na taką wiadomość zareaguje moje otoczenie. Reakcje były różne. Oczywiście nie wstawiłam na fb posta mówiącego: "Jestem chora psychicznie", ale nie wstawiłam też posta "mam chorobę autoimmunologiczną", a oba te stwierdzenia są prawdziwe. Po prostu staram się normalnie żyć i nie robić wielkiego zamieszania ze względu na to, że mam liche zdrowie.
CO, KOMU, KIEDY I JAK MÓWIĆ O CHOROBIE?
Wiem, że wielu chorych wraz z rodzinami staje przed trudnym wyzwaniem: co, komu, kiedy i jak mówić o chorobie. Nie ma na to jasnej recepty. Jednak chętnie podzielę się swoim doświadczeniem.
Po pierwsze ocenić, czy dla danej relacji, sytuacji choroba ma jakiekolwiek znaczenie. Jeśli ma, należy o niej poinformować.
Skoro już zdecydowaliśmy się porozmawiać o chorobie, dobrze jest się do tego przygotować. Nie jest to takie proste, ale staje się coraz łatwiejsze. Na rynku są dostępne książki o różnych dolegliwościach. Wcześniej wspomniane "Twarze depresji" o depresji, "Po drugiej stronie lustra" i "Niepotrzebna jak róża" o schizofrenii czy bardziej podręcznikowe "Zaburzenia afektywne dwubiegunowe" o tytułowej chorobie. Książki te dobrze przeczytać samemu (aby dowiedzieć się więcej o chorobie i mechanizmie jej funkcjonowania), jak i zaproponować rozmówcy do lektury.
CZY BĘDZIE ŁATWO?
Raczej nie. Dobrze jest się przygotować na trudne sytuacje. Każda choroba jest tematem trudnym, więc ciężko oczekiwać, że rozmowy na ten temat będą lekkie, łatwe i przyjemne. Jedyne co może pomóc to dystans i poczucie humoru. Chociaż wiem, że może być trudno.
Pamiętaj: choroba psychiczna to choroba jak każda inna i nigdy nie daj sobie wmówić, że to Twoja wina, że jesteś chory. Po prostu Twój układ nerwowy jest nadzwyczajny. Mimo choroby, cały czas jesteś zwykłym człowiekiem. Człowiekiem, któremu należy się szacunek. Powodzenia!

wtorek, 9 października 2018

Słowem wstępu


Dzień dobry!

Mam na imię Krystyna i chciałabym zaprosić Was na biegun mojego świata. Biegun to miejsce ekstremalne, mocno oddalone od codzienności. Moje kolorowe, pełne satysfakcji, mniejszych i większych sukcesów oraz porażek życie któregoś dnia legło w gruzach. Na początku dorosłego życia, po skończeniu studiów, po znalezieniu pierwszej poważnej pracy doświadczyłam kryzysu psychicznego. Oczywiście były pewne symptomy, ale nigdy nie przypuszczałam że znajdę się w szpitalu psychiatrycznym i przyjdzie mi stoczyć poważną walkę o życie. Od kilku lat walczę z chorobą dwubiegunową każdego dnia. Walczę o to, aby w moim życiu było więcej zdrowia, niż choroby. O to, aby żyć tak jak kiedyś i na tyle normalnie na ile jest to możliwe.
O czym będę tu pisać?
O normalnym życiu, które staram się prowadzić mimo choroby psychicznej. O tym że choroba psychiczna nie powinna być wyrokiem, a jedynie diagnozą. Nie jestem psychologiem, ani psychiatrą. Nie mam też ambicji być domorosłym terapeutą. Mam tylko, i aż swoje doświadczenie. Mam odwagę poruszać trudne tematy. Chcę podpowiedzieć innym jak rozmawaić o zdrowiu psychicznym, i o tym jaki wpływ ma ono na całe nasze życie. Będzie dużo informacji o różnych zaburzeniach psychicznych: chorobie dwubiegunowej, schizofrenii, depresji, nerwicach i innych. Będzie o tym jak funkcjonować w społeczeństwie mimo tych chorób, i jak nie dać się wykluczyć. Będzie o łatwych sposobach na zdrowe życie, o efektywnym wypoczynku, karmiących książkach i odżywczych posiłkach. Mam nadzieję że z czasem pojawią się też wywiady z ludźmi leczącymi sie psychiatrycznie, którym udało się pozostać aktywnym w społeczeństwie. Wszystko po to, aby pokazać Wam i sobie, że człowiek chory nadal jest człowiekiem i może mieć normalne życie. Chciaż nie jest łatwo. Ba, powiem, że jest bardzo trudno!
Dlaczego to robię?
Moim małym marzeniem jest zbudowanie platformy wiedzy i silnej społeczności dającej wsparcie i merytoryczną wiedze o chorobach psychicznych. Wiedzy podanej w przyjazny i przystepny sposób, dostępnej dla chorych i ich bliskich, a także dla wszystkich zainteresowanych tematyką chorób psychicznych widzianą z perspektywy pacjenta.
Zapraszam na biegun mojego życia:)

Chcesz być na bieżąco z postami pojawiajacymi sie na blogu? Zapisz się na subskrypcję, nic Ci nie umknie!

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...