poniedziałek, 30 marca 2020

Cnota umiaru

Od pewnego czasu żyjemy w nowej rzeczywistości. Zaraza stała się naszą codziennością. Nikt nie wie, jak długo potrwa ten stan, a zarazem każdy liczy, że skończy się najprędzej jak to tylko możliwe. Staram się żyć jak do tej pory, chociaż jest inaczej. Moja praca to przede wszystkim spotkania z drugim człowiekiem, teraz realizowane z użyciem nowoczesnych technologii lub bardziej tradycyjnych form jak telefon. Chcąc nie chcąc, dostałam dodatkowy czas na refleksje nad sobą i światem. Dzisiaj chcę się z Wami podzielić przemyśleniami o cnocie umiaru.
Moje wyjścia poza domowy ogródek są ograniczone do absolutnego minimum. Raz na tydzień zakupy, w razie potrzeby apteka i to tyle. Absolutne minimum. Być może właśnie dzięki tak drastycznej redukcji kontaktu ze światem zewnętrznym zaczęłam dostrzegać to, co do tej pory mi umykało.
Od kilku lat uważam się za osobę rozsądną i bardzo racjonalną. Wydawało mi się, że tak też żyję. Byłam przekonana, że konsumpcjonizm jest mi obcy. Przykładem tego jest fakt, że nadal korzystam z laptopa staruszka, który ma już ponad 12 lat. Nie jest w najlepszym stanie, ale do pisania bloga wystarcza. Wstrzymuję się z kupnem nowego, bo nie chcę przykładać ręki do rabunkowej eksploatacji afrykańskich zasobów wydobywanych przez dzieci.
Wracając do tematu. W czasach zarazy trzeba było wybrać się do sklepu. Lubię Lidla i dlatego właśnie tam się udałam. Ludzi było trochę, ale większość zachowywała między sobą zdrowe odstępy. Większość osób kupowała artykuły pierwszej potrzeby, ja też. Kiedy przechodziłam koło koszy z aktualnymi promocjami (z których zazwyczaj korzystam, bo Lidl doskonale wie, kiedy czego Ci potrzeba i trzeba kupować podkoszulki, jak są podkoszulki, a dżinsy, jak są dżinsy) zobaczyłam sportowe buty. Moja pierwsza myśl? Biorę! Jakość niezła, a cena bardzo przystępna. Zanim do nich doszłam ogarnęła mnie refleksja: Stop! Po co Ci, Krysiu, te buty? Szybko policzyłam w głowie ile mam par sportowych butów. Wyszło sześć, z czego na bieżąco używam trzech, kolejne dwie sporadycznie, a jedne są już w nienajlepszym stanie, ale mam do nich sentyment, więc trudno mi się z nimi rozstać.
Gdyby nie ten czas zarazy, pewnie wzięłabym te buty i jeszcze kolejna fitnessową koszulkę, bo też były w promocji. Na szczęście tego nie zrobiłam i bardzo się z tego cieszę. Myślę, że nawet jeśli przez rok lub półtorej nic nowego nie kupiłabym do mojej szafy, wszystkiego by wystarczyło. No, może po pewnym czasie zaczęłabym chodzić w bardziej spranych rzeczach, ale nadal spełniałyby swoją funkcję. Niepewność związana z aktualną sytuacją spowodowała, że w mojej głowie zapaliła się lampka ostrzegawcza, szkoda tylko, że potrzebowałam aż tak ekstremalnego bodźca, aby poskromić swój konsumpcjonizm, którego nawet już nie dostrzegałam. 

poniedziałek, 23 marca 2020

Zagubiona dusza

Jeszcze nie tak dawno to nie koronawirus był tematem numer jeden w Polsce. W grudniu, kiedy kiełkowała epidemia w Wuhan, Polaków napełniała duma z Olgi Tokarczuk. Wtedy ustawialiśmy się w kolejkach do księgarni, a jej dzieła były towarem deficytowym. Szybko uruchomiono dodruki, podobnie jak teraz szybko ruszyła domowa produkcja maseczek. Jest jednak pewna różnica. Maseczki z pewnością szybko zostaną zużyte, a czy książki przez te kilka miesięcy zostały już przeczytane? Jeśli nie, teraz jest znakomita okazja. Można zostać w domu i spokojnie czytać książki. Ja do tej pory nie przebrnęłam przez Księgi Jakubowe, ale udało mi się trochę poznać twórczość noblistki.
Mam w domu piękne wydanie jej książki Zagubiona dusza z ilustracjami Joanny Concejo. Publikacja została wydana w 2017 roku. Myślę, że jej przesłanie już wtedy było adekwatne do rzeczywistości, ale dopiero teraz zyskało kolejny wymiar.
Obcowanie z tą książką jest dla mnie wielką przyjemnością. Wielokrotnie po nią sięgałam przez kilka ostatnich miesięcy. Czasem nawet kilka razy w tygodniu. Lubię fakturę papieru, na którym została wydana, lubię jej zapach, obrazki ukryte w jej wnętrzu, no i samą treść.
Jestem teraz w kropce, bo chciałabym uniknąć pisania streszczenia. Zresztą to jedna z „najkrótszych” książek, jakie znam. W zasadzie opowiadanie. Jego bohaterem jest człowiek, który zgubił swoją duszę. Bardzo chciał ją odnaleźć, więc nie pozostało mu nic innego jak spokojnie na nią poczekać.
Tak sobie myślę, że wielu z nas też dawno zgubiło swoje dusze, a teraz ten czas siedzenia w domu to idealna okazja, aby na swoją duszę poczekać i ją odnaleźć. Wydaje mi się, że życie z własną duszą, we własnym ciele, jest o wiele bogatsze, co wcale nie znaczy, że prostsze. Gorąco zachęcam Was do lektury tej książki. Internet zapewne Wam w tym pomoże. Miłej lektury!

poniedziałek, 16 marca 2020

#zostań w domu

Nastały trudne czasy. Czasy wielkiej próby. Czas, który trzeba spędzić przede wszystkim we własnym towarzystwie, a jak wiadomo nie zawsze jest to łatwe. Pisałam o tym w tekście Sam na sam. Nie chcę teraz komukolwiek tłumaczyć, że sytuacja, która nas spotkała, to wielkie błogosławieństwo i wyjątkowa okazja do podróży w głąb samego siebie. Nie każdy na tę podróż jest gotowy. Chciałabym się podzielić moim pomysłem na ten okres. Co i jak zrobić, aby dobrze go przeżyć?
#zostańwdomu
Zasada numer jeden. Priorytet! Każdy z nas może być nosicielem koronawirusa i zarażać innych, nawet jeśli sam czuje się dobrze. Dobrowolna izolacja jest jak zapobiegawcza kwarantanna. Nikt nie da nam mandatu za wyjście na spacer lub do apteki, ale wszystkie wyjścia i kontakty dobrze jest ograniczyć do absolutnego minimum. Ja już od kilku dni siedzę w domu. Dziś byłam w przydomowym ogródku. Wiem, że nie każdy ma taki komfort. Jeśli musisz zrobić zakupy, wybierz takie miejsce, gdzie nie będzie zbyt wielu ludzi. Poczekaj na zewnątrz sklepu i staraj się zachować zdrowy odstęp od innych ludzi.
Udało Ci się zostać w domu? Brawo! Być może zastanawiasz się teraz co masz tutaj robić? Moja lista zajęć jest następująca, i mam nadzieję, że sukcesywnie zadania te będą znikać:
- porządki (kurze, podłogi, okna, wnętrza szaf i szafek, segregacja ciuchów i papierów, a także zawartości komputera i telefonu)
- czytanie (zaległości w lekturach mam zawsze i mimo że zamknęli biblioteki jakoś sobie poradzę; być może w końcu zrealizuję mój projekt życia i przeczytam CAŁE Pismo Święte i Torę, ale myślę, że aż tak długa ta kwarantanna nie będzie
- treningi (nie za bardzo lubię ćwiczyć w domu, ale nie chcę skończyć tego okresu bogatsza o 10 kg tłuszczyku)
- blog (ostatnio byłam bardzo zapracowana i nowe treści pojawiały się tutaj rzadko, mam nadzieję, że teraz to się zmieni)
-praca (moja praca to przede wszystkim kontakt z drugim człowiekiem, jednak już od jakiegoś czasu myślałam o przygotowaniu pewnego projektu wykorzystującego nowe technologie, teraz będę mieć więcej czasu, aby o tym pomyśleć i być może nawet coś przygotować)
#plandnia
Plan dnia jest bardzo istotny. Zwłaszcza teraz, kiedy łatwo spędzić cały czas w piżamie. Nie mówię, że jest to złe. Można zaszaleć i spędzić tak weekend, ale to w zupełności wystarczy. Przede wszystkim trzeba normalnie żyć. U mnie wygląda to tak. Wstaję, jem zdrowe śniadanie, biorę leki. Myje się i ubieram, a potem zabieram się za życie. Nie oznacza to, że cały dzień wypełniają mi obowiązki. Trzeba sobie zaplanować to, co pożyteczne, aby nie marnować czasu, i to co daje relaks (np. rozmowy telefoniczne i internetowe, trening, film, książka, spacer na odludziu).
#wspierajinnych
Nie wiem, w jakiej jesteś sytuacji, ale być może inni mają gorzej. Co masz zrobić? Nie trzeba wiele. Możesz do kogoś zadzwonić, szczególnie do babci, dziadka, ciotki, wujka albo sąsiadki która też siedzi sama w domu. Ważne, nie odwiedzaj tych osób, tylko zadzwoń i porozmawiaj. Jeśli masz dużą odporność i sam decydujesz robić się zakupy, możesz też zrobić je dla innych, ale nie jest to okazja do wstąpienia na kawkę czy herbatkę. Zrób zakupy i zostaw je pod drzwiami, a należność między sobą uregulujcie przelewem lub później, kiedy będą już spokojniejsze czasy.
#zachowajspokój
Nie siej paniki. Nie powielaj informacji z niesprawdzonych źródeł. Zamiast powiedzieć za dużo, lepiej pomilczeć. Ta zasada sprawdza się zawsze.
#medytuj #módlsię
Te dwa terminy mogą komuś wydawać się opozycyjne, jednak chodzi w nich o to samo. W zależności od światopoglądu wybierz właściwą dla siebie opcje

Moja lista zawiera pięć obszarów. Ty możesz skomponować swoją własną. Będzie mi bardzo miło, jeśli stanę się dla Ciebie inspiracją. 

poniedziałek, 2 marca 2020

Epidemia XXI wieku

Od listopada chodzi mi po głowie temat samobójstw. Powoli go zgłębiam, ale nadal nie czuję się ekspertką. Owszem, miałam myśli samobójcze. Nawet plany, ale nigdy nie przystąpiłam do ich realizacji. Zawsze zwlekałam. Nie wiem, czy brakowało mi odwagi, czy jednak odzywały się resztki instynktu wybierającego życie, a nie śmierć.
Tak sobie myślę o różnych zagrożeniach dla życia. Teraz, kiedy świat ogarnęła panika przed pewnym wirusem, na który być może wkrótce znajdzie się szczepionka. Wszystkie media, ludzie na ulicach, każdy o tym dyskutuje. Pozwolę sobie postawić pewną tezę, być może odważną. Uważam, że największym zagrożeniem dla ludzkości XXI wieku nie jest żaden wirus ani terroryzm. Być może są to zmiany klimatyczne, a być może jest to samotność.
Samotność może dopaść każdego. Zwłaszcza tych, którzy mają problem w relacji ze sobą samym. Wtedy bardzo trudno budować relacje z innymi. Owszem, przedszkole, szkoła, praca – te miejsca ułatwiają socjalizację, ale nigdzie nikt nie uczy, jak być z drugim człowiekiem.
Co więcej nikt nie robi nic, aby to zmienić. Żaden rząd na świecie nie podejmuje tego trudnego tematu. Jako że problem jest istotny, znajduje odpowiedzi na rynku komercyjnym. Aplikacja Tinder (do randkowania i poznawania nowych ludzi) przynosi większe zyski niż serwis Netflix. Chociaż obawiam się, że na dłuższa metę to i tak nie rozwiąże problemu. 
Sytuacja ekonomiczna współczesnego społeczeństwa europejskiego jest na tyle dobra, że wielu ludzi nie tylko żyje samotnie, ale i samotnie mieszka. Wiele osób pracuje zdalnie (bo tak wygodniej, nie trzeba tracić czasu na dojazdy do pracy i stać w korkach), spędzając całe tygodnie tylko w swoim towarzystwie. Powiem wprost, uważam, że ludzie dziwaczeją. Ograniczają swój świat do laptopa i telefonu. Te narzędzia pozwalają pracować i dostarczać sobie rozrywkę. Pozwalają na utrzymywanie pseudorelacji (np. przeglądanie na mediach społecznościowych profili znajomych) i wchodzenie w płytkie interakcje, polegające na zostawieniu wesołej minki lub kciuka uniesionego w górę. To takie namiastki bliskości.
Każdy człowiek do dobrego i pełnego funkcjonowania potrzebuje innych ludzi. Nie chodzi tu o ilość, tylko o jakość. Uważam, że absolutnym minimum jest jedna zdrowa i karmiąca relacja. Tylko, niestety, nie można tego dostać na receptę. Trzeba to sobie wypracować samemu, metodą prób i błędów, małych sukcesów i wielkich porażek. Łatwo nie będzie, ale myślę, że to jedyna droga, aby zapobiec epidemii samotności, która w ujęciu długofalowym może mieć śmiertelny finał.

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...