czwartek, 28 lutego 2019

Pigułka wiedzy o lekach



Poprzednio pisałam o moim stosunku do leków i ich zażywania. Dziś czas na trochę ogólnych, przydatnych informacji o głównych grupach leków psychiatrycznych i podstawowych zasadach farmakoterapii. W tekście będę posługiwała się przede wszystkim nazwami substancji czynnych, a nie nazwami handlowymi spotykanymi w aptece. Jedna substancja może występować jako kilka różnych produktów, np. lomatrygina to główny składnik Lamitrinu, Symli i Lamotrixu. Z mojego doświadczenia wynika, że na każdym opakowaniu poza nazwą handlową jest podana nazwa substancji czynnej i to na nią należy zwracać uwagę.
Zanim przejdę do charakterystyki i wymieniania większości znanych mi leków psychiatrycznych, chciałabym zaznaczyć, że są to substancje o długotrwałym działaniu. Ich pozytywne skutki są widoczne zazwyczaj dopiero po 2–4 tygodniach stosowania. Niestety skutki uboczne występują dużo szybciej. Są dwie szkoły wprowadzania leków psychiatrycznych. Pierwsza z nich mówi, że skutki uboczne trzeba przeczekać, a organizm z czasem przystosuje się do leku i będzie można zauważyć jego prawidłowe działanie. Druga (która jest mi bliższa) natychmiast odstawia lek i wprowadza nowy. Postęp w farmakoterapii jest ogromny i na chwilę obecną mamy do wyboru wiele specyfików, które mogą podnieść komfort życia. Kombinacji jest bardzo dużo i dobranie trafionego leczenia czasem może zająć dużo czasu. Bardzo pomaga cierpliwość, chociaż zrozumiałe, że chory chce jak najszybciej poczuć się lepiej. Niestety, nie zawsze jest to możliwe natychmiast.
Wiele leków ma skutki uboczne, ale nie występują one u każdego. Skutki uboczne zażywania alkoholu i tytoniu są doskonale znane od lat, jednak to nie powstrzymuje ludzkości od sięgania po te substancje.
Wyróżniamy cztery grupy substancji leczniczych stosowanych w chorobach psychicznych:
  • neuroleptyki, czyli leki przeciwpsychotyczne
  • stabilizatory, czyli leki normotymiczne, przeciwpadaczkowe
  • antydepresanty
  • uspakajające i nasenne, głównie benzodiazepiny
W wielkim skrócie i uproszczeniu scharakteryzuję działanie każdej z tych grup i wymienię po kilka przykładów.
Neuroleptyki to leki, które wpływają przede wszystkim na pracę neuroprzekaźników, głównie dopaminy. Do tej grupy zaliczamy:
  • chlorpromazynę,
  • haloperidol,
  • droperidol,
  • pimozyd,
  • lewomepromazyna,
  • prometazyna,
  • tiorydazyna,
  • sulpiryd
  • arypiprazol,
  • amisulpryd,
  • klozapina,
  • kwetiapina,
  • olanzapina,
  • risperidon,
  • sertindol,
  • ziprasidone,
  • zolepina.
Leki te wykorzystywane są głownie w leczeniu schizofrenii, choroby afektywnej dwubiegunowej, zaburzeń schizoafektywnych oraz depresji psychotycznej.
Normotymiki to stabilizatory nastroju, wykorzystywane do leczenia chad, zaburzeń osobowości typu borderline, a początkowo były stosowane w przypadku padaczki. Ich działanie polega na stabilizacji pracy układu nerwowego. Do tej grupy zaliczamy:
  • sole litu
  • kwas walproinowy i jego pochodne
  • karbamazepina
  • lomatrygina
Antydepresanty to leki, które przede wszystkim wypływają na neuroprzekaźniki w mózgu: serotoninę, noradrenalinę i dopaminę. Są wykorzystywane w leczeniu depresji, chad, nerwic, różnego rodzaju fobii i bezsenności.
Wyróżniamy tutaj :
  • leki pierwszej generacji, głownie trójpierścieniowe i nietypowe (imipramina, amitryptylina, dezypramina, nortryptylina, klomipramina, doksepina, izoniazyd, iproniazyd, nialamid, fenelzyna, tranylcypromina, mianseryna, trazodon, wiloksazyna)
  • leki drugiej generacji, głównie czteropierścieniowe, dwupierścieniowe i atypowe (wenlafaksyna, milnacipran, citalopram, fluoksetyna, fluwoksamina, paroksetyna, sertralina, maprotylina, reboksetyna, moklobemid, trimipramina, mirtazapina, tianeptyna).
Leki uspakajające i nasenne to grupa, na którą trzeba wyjątkowo uważać. Większość z nich to benzodiazepiny. Substancje te mają wyjątkowo duży potencjał uzależniający. Ich stosowanie nie powinno trwać dłużej niż 2–4 tygodnie. Podstawowy mechanizm działania to „uśpienie” komórek nerwowych, skutkujące uspokojeniem i sennością. Leki te mają zastosowanie nie tylko w psychiatrii, ale także w premedykacji przed zabiegami chirurgicznymi i w innych dziedzinach medycyny. Najczęściej występujące substancje to:
  • triazolam i loprazolam – o krótkim czasie działania
  • alprazolam i estazolam – o średnim czasie działania
  • diazepam i klonazepam – o długim czasie działania
Farmakoterapię uważam za skuteczną (ale nie jedyną) metodę leczenia, jednak trzeba to robić pod okiem specjalisty. Wszelkie zmiany, ewentualne odstawienie leków należy konsultować z lekarzem. Mam nadzieję, że ten tekst rozjaśnił Wam trochę temat farmakoterapii psychiatrycznej.



poniedziałek, 25 lutego 2019

Tak, biorę!

Leki – temat rzeka. Farmakoterapia ma wielu przeciwników i zwolenników. Wiem, że jest to ważny,
 a zarazem drażliwy temat dla wielu osób. Dotyczy on nie tylko chorych, ale także ich najbliższego otoczenia, w którym zawsze znajdzie się samozwańczy specjalista z dobrymi radami.
Moja osobista przygoda z lekami zaczęła się dopiero kilka lat po tym, jak zgłosiłam się do psychiatry. Pierwsza lekarka, u której byłam na 3 wizytach, nie zauważyła u mnie żadnych objawów wymagających farmakoterapii. Myślę, że wynikało to z dwóch przyczyn. Po pierwsze na wizytę czekałam około 3 miesięcy i w tym czasie mój stan znacząco się poprawił. Po drugie nie byłam do końca szczera w rozmowie i sprytnie kamuflowałam swoją chorobę (chociaż, czy psychiatra nie powinien być bardziej wyczulony na zachowanie pacjenta, a nie tylko na werbalny przekaz?). W tym momencie zalecono mi poszukanie terapii grupowej. Poinformowano mnie, że moje zaburzenia są typowe dla okresu dorastania, a miałam już 26 lat! Po dwóch latach mój stan zdrowia zdecydowanie się pogorszył i poszukałam następnego lekarza, tym razem takiego, u którego na wizytę nie musiałam czekać. Natychmiast otrzymałam diagnozę depresji i przepisano mi antydepresant. Na koleją wizytę przyszłam po dwóch tygodniach. Przez ten czas regularnie zażywałam lek i zgodnie z zaleceniami stopniowo zwiększałam jego dawkę. Potem już zaczęła się żonglerka. Co dwa tygodnie chodziłam na wizytę i co dwa tygodnie dostawałam nowe specyfiki. Po jednych czułam się lepiej, po innych gorzej. Jeśli występowały jakiekolwiek skutki uboczne rezygnowałam z przyjmowania leku, o czym informowałam w czasie wizyty. Trwało to pół roku i przerobiłam wtedy wiele lekarstw. Żadne nie było trafione. Lekarka nie przeprowadziła żadnej psychoedukacji na temat prowadzonej farmakoterapii. Nie zostałam też zakwalifikowana do psychoterapii. Na grupową, podobno byłam "za zdrowa", na indywidualną trzeba było czekać. Choroba nie czekała, rozwijała się swoim rytmem. I tak doszło do manii wywołanej podawaniem antydepresantów. Jak wiadomo, jednym z podstawowych objawów manii jest przekonanie chorego o swoim absolutnym zdrowiu, zatem bez wahania odstawiłam leki i zaprzestałam kontrolnych wizyt u psychiatry. Czułam się zdrowa. Po kilku miesiącach czas prysł i znowu byłam w fatalnym stanie. Lekarka, u której się leczyłam, odmówiła dalszej współpracy. Podobno nie wiedziała jak mi pomóc. Trafiłam do kolejnej lekarki i - chyba pierwszy raz – była to kompetentna osoba. Przez dwa miesiące próbowała mi pomóc farmakoterapią ambulatoryjnie, jednak nic nie skutkowało. Skończyło się hospitalizacją. W czasie miesięcznego pobytu udało się dobrać leczenie, które pomagało. Podstawą był lit – stabilizator nastroju. Od tego czasu biorę leki regularnie i bez buntu, chociaż po pewnym czasie leczenie trzeba było zmodyfikować ze względu na skutki uboczne. Tabletki towarzyszą mi każdego dnia, już ponad 3 lata. Mój stan zdrowia systematycznie się poprawiał i od ponad roku jest stabilny, na dobrym, wyrównanym poziomie. Wiem, że w dużej mierze zawdzięczam to lekom, chociaż regularnie korzystam też z indywidualnej psychoterapii i psychoedukacyjnej grupy wsparcia. Tak wygląda moja przygoda z lekami, u każdego ta droga może być inna.
Po tych doświadczeniach, trwających razem już blisko 7 lat z pewnością stwierdzam, że leki mi pomagają. Uważam, że jest to skuteczniejsza metoda niż samoleczenie się alkoholem lub innymi środkami psychoaktywnymi. Leki są pod stałą kontrolą nadzoru farmaceutycznego. Owszem, mają dobre i złe skutki, jak wszystko. W wielu chorobach leki mają skutki uboczne. Popularna w onkologii chemioterapia niesie ze sobą ogromne ryzyko działań niepożądanych, jednak chorzy z reguły przyjmują ją, i cieszą się, że zostali do takiego leczenia zakwalifikowani. Oczywiście trzeba być czujnym i obserwować swój organizm. Zgłaszać pojawiające się dolegliwości. Obecnie na rynku jest dostępnych wiele substancji, które mogą pomóc w zdrowieniu i korzystanie z nich nie powinno być jakąś ujmą na honorze. Braku żelaza, nadciśnienia, ani cukrzycy nie leczy się silną wolą. Faktem jest, że dla ogólnego zdrowia znaczenie ma nie tylko farmakoterapia, ale też dieta i aktywność fizyczna. Jednak czasem to za mało, aby osiągnąć wystarczająco dobry stan zdrowia.
Reasumując: leki? Tak, biorę! Pomagają mi zachować zdrowie i czynią moje życie lepszym.

czwartek, 21 lutego 2019

Skomplikowane jedzenie


Jedzenie – wydaje się, że to nic skomplikowanego, codzienna czynność. Czynność, której uczymy się w pierwszych chwilach życia. Co więcej, mały człowiek doskonale wie, kiedy jest głodny i potrafi o tym dać znać otoczeniu. Je tyle, ile potrzebuje, z reguły o stałych porach. Z czasem jednak ten system u wielu osób ulega zaburzeniu. U jednych osób są to mniejsze, u innych większe problemy. W ekstremalnych przypadkach przyjmują postać anoreksji, ortoreksji, bulimii lub żarłoczności psychicznej. Jak to możliwe, że jedzenie ma tyle wspólnego z psychiką?
Faktem jest, że choroby związane z zaburzaniem odżywiana nie występują w krajach dotkniętych głodem, co potwierdza tezę, że są to choroby cywilizacyjne, związane z dobrobytem i kultem ciała. Jednak podstawą zaburzeń odżywiania nie jest dobrobyt, a niezaspokojone potrzeby psychiczne i poczucie głodu emocjonalnego.
Nie jestem autorytetem w dziedzinie zaburzeń odżywiania. Nie posiadam też własnych doświadczeń w tej dziedzinie. Jednak w moim otoczeniu wiele osób boryka lub borykało się z tymi problemami i często o nich rozmawiałam. Wydaje mi się, że zrozumiałam te zjawiska dopiero poprzez indywidualny kontakt z osobami cierpiącymi na dane zaburzenia, ale też przez obejrzenie kilku materiałów na YouTube’ie. Chciałabym się z Wami podzielić tymi treściami, które uważam za wartościowe i dobre merytorycznie.
O bulimii pięknie opowiada Magdalena Olejarczyk, a o mieszance ortoreksji, anoreksji i bulimii Marta Keniuk Mędrala. Nie polecam żadnego materiału o samej anoreksji ani żarłoczności psychicznej, bo na takie, godne uwagi, nie trafiłam. Jeśli macie takie sprawdzone pozycje, dzielcie się nimi w komentarzach.


wtorek, 19 lutego 2019

Mam na imię Paweł i jestem alkoholikiem


Alkoholizm to choroba psychiczna, ma nawet swój numer w ewidencji (ICD-10: F. 10.2). Można wiele powiedzieć w tym temacie, ale do mnie najbardziej przemawiają doświadczenia osób, które same zmagają się z tą dolegliwością. Chciałabym przedstawić Wam Pawła Wojtusiaka. Męża, ojca, radnego, społecznika – człowieka wielu talentów. Człowieka, który, jak wielu innych w naszym społeczeństwie, jest alkoholikiem. Jednym z wielu wyjątkowych, bo trzeźwych alkoholików. Trzeźwym od 10 lat. Zapraszam do krótkiej rozmowy.
Mówi się, że alkoholizm to choroba emocji. W jaki sposób alkohol pomagał Ci przeżywać emocje?
Każdy przypadek jest inny. Myślę, że akurat w moim wypadku było tak, że najpierw, gdy byłem nastolatkiem, picie alkoholu było formą próby zaimponowania grupie rówieśniczej, a także ucieczką od nieśmiałości – dziś może niektórym trudno w to uwierzyć, ale kiedyś byłem nieśmiały, wycofany, a alkohol dodawał mi odwagi. W wieku 16–19 lat w życiu (kolokwialnie mówiąc) nie „zagadałbym” do dziewczyny, która mi się podobała, na trzeźwo. To są sprawy, które alkohol początkowo ułatwiał, z czasem zaczął je jednak utrudniać i upośledzał kolejne emocje, ale to już zupełnie inna historia.    
W którym momencie zorientowałeś się, że nadużywasz alkoholu i jesteś uzależniony?
Mówi się, że alkoholik, by przestał pić, musi osiągnąć swoje dno. Głębokość tego dna to sprawa bardzo indywidualna. Jeden zauważy je, gdy straci pracę, inny rodzinę, prawo jazdy albo mieszkanie. Są tacy, którzy nie zauważą go nigdy. Szczęście w nieszczęściu, moje dno okazało się relatywnie „płytkie”. Powiem tylko tyle, że zauważyłem u siebie cechy i zachowania osoby, którą być nie chciałem. Bałem się, że się nią stanę. Na szczęście dla mnie dostrzeżenie w swoim zachowaniu, że mogę stać się taki, jaki nigdy być nie chciałem, wystarczyło, by poprosić o pomoc.  
Jak wyglądała Twoja droga do trzeźwości?
Oczywiście nie było tak, że pogodziłem się ze swoją chorobą z dnia na dzień. Najpierw myślałem, że mogę się kontrolować sam. Na przykład na zasadzie: „od dziś piję tylko piwo, bo szkodzi mi tylko wódka”. Oczywiście takie „leczenie” się samodzielnie nic nie dawało.
Dopiero, gdy sam przed sobą po prostu przyznałem, że jestem alkoholikiem, poszedłem do bliskiej mi osoby, która z tą chorobą z sukcesem walczyła od kilku lat. Dowiedziałem się gdzie iść i tak zacząłem chodzić na terapię do Sosnowieckiego Centrum Psychoterapii i Leczenia Uzależnień oraz
na mityngi AA oraz do Klubu Abstynenta „DROMADER”.  
Czy nadal bierzesz regularnie udział w spotkaniach anonimowych alkoholików i co one Ci dają?
Szczerze, w klasycznych mityngach AA  nie brałem udziału wiele lat i wróciłem do tego na początku tego roku, bo po prostu nagle poczułem taką ochotę i potrzebę. Każdy człowiek jest inny, ja na mityngi regularnie chodziłem przez pierwsze 3 lata abstynencji, później nie miałem takiej potrzeby, a teraz postanowiłem wrócić. Chodzę, jak czas pozwoli, staram się raz w tygodniu, choć w praktyce wychodzi mniej więcej raz na dwa tygodnie.
Wróciłem, bo miałem ochotę, a teraz przy okazji odkryłem nowy sens w tym chodzeniu. Na początku drogi mojej trzeźwości chodziłem tam tylko dla siebie i tylko by pomóc sobie. Teraz mam poczucie, że chodząc tam, opowiadając swoją historię, swoje doświadczenia i o swoich emocjach, pomagam nowym osobom w drodze do ich trzeźwości.
Co jest najtrudniejsze w wytrwaniu w trzeźwości?
Nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Dla każdego może to być coś innego. Na początku najgorsze były namowy znajomych i przyjaciół podczas spotkań rodzinnych i towarzyskich. Nawet członkowie mojej rodziny, którym powiedziałem wprost, dlaczego nie piję, osoby tak zwanej „starej daty”, nie potrafiły początkowo tego zrozumieć. Uważali, że przecież „jedną lampkę wina wypić możesz”. Później po prostu wszyscy się przyzwyczaili, że „on tak ma, że nie pije”. Na początku najtrudniej było nie sięgać po alkohol w sytuacjach i miejscach, w których robiło się to wcześniej, więc starałem się na początku takich sytuacji i miejsc unikać. Jednak chciałbym podkreślić, że w każdej chorobie – i tak jest i w tej – nie ma dwóch identycznych przypadków. Są tylko pewne
zespoły cech wspólnych dla pewnych grup ludzi. Warto nie być mądrzejszym od swoich terapeutów i wszystkich dookoła. Trzeba po prostu słuchać dobrych rad osób bardziej doświadczonych. 
Czy jest coś, czym szczególnie chciałbyś podzielić się z innymi w związku ze swoim doświadczeniem alkoholowym?
Chcę tylko powiedzieć, że nigdy nie jest za wcześnie i nigdy nie jest za późno, by zerwać z tą chorobą i zawsze warto to zrobić. A jeśli ktoś chciałby, abym podzielił się z nim większą ilością informacji i swojego doświadczenia, zapraszam na mityng AA grupy „DROMADER” w każdy poniedziałek o godzinie 18.00, Sosnowiec Środula, ulica Słowackiego 58. Co tydzień odbywają się mityngi, a w ostatni poniedziałek miesiąca tak zwany mityng otwarty, na który
mogą przyjść także niealkoholicy. Nigdy nie ma przymusu wypowiadania się, można po prostu usiąść i posłuchać. 
Bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.
Dziękuję.


czwartek, 14 lutego 2019

Seksoholizm i chora miłość


Walentynki już za nami, jednak temat miłości jest aktualny zawsze i dotyczy każdego. Miłość ma wiele obliczy. Ten tekst będzie poświęcony temu uczuciu w kontekście romantyczno-erotycznych relacji heteroseksualnych. O homoseksualnych nie mam najmniejszego pojęcia, więc nie czuję się kompetentna, aby podejmować ten temat.
Przez jakiś czas korzystałam z portalu randkowego. Było to ciekawe doświadczenie i chciałabym podzielić się kilkoma spostrzeżeniami. Niestety, nie znalazłam tam miłości, ale dużo dowiedziałam się o kondycji współczesnych mężczyzn w wieku 25–35 lat. Zaobserwowałam kilka charakterystycznych grup, które chciałabym tu przedstawić.
Pierwsza kategoria w mojej klasyfikacji to „dziurawce” – mężczyźni z dziurawymi sercami po nieudanych związkach, skrzywdzeni, opuszczeni, szukający ukojenia. Moim zdaniem ta grupa w pierwszej kolejności powinna się wybrać do psychologa, aby tam przy pomocy fachowca uporać się ze swoimi emocjami. Niestety przedstawicielom płci męskiej bardzo trudno przyznać się, że potrzebują pomocy.
Kolejna grupa to mężczyźni chcący natychmiast zrealizować swoje potrzeby seksualne. Część z nich zaczyna konwersacje bezpośrednią propozycją. Wszystkie potrzeby są ludzkie, jednak uważam, że to nie jest najodpowiedniejsze miejsce na ich realizowanie. Z tego co wiem, są dostępne agencje towarzyskie, gdzie można skorzystać z takich usług.
Jest jeszcze jedna szczególna grupa, u której widzę już silne zaburzenie seksualne, a mianowicie ekshibicjoniści. Na powitanie potrafią przesyłać zdjęcia ze swoim przyrodzeniem. Podejrzewam, że ma być to zachęta, ale nie wchodziłam z nimi w konwersacje. Podejrzewam, że człowiek, który tak się zachowuje, też wymaga pomocy psychologicznej.
Wszystkie te grupy kojarzą mi się z pojęciem chorej miłości, która jest uzależnieniem behawioralnym. Chora miłość to szeroki temat i charakteryzuje się nie tylko zachowaniami opisanymi w powyższych sytuacjach, ale to one najbardziej rzucają się w oczy. Jeśli chcesz sprawdzić, czy ten problem Cię dotyczy, polecam test dla uzależnionych od seksu i miłości. Organizacją którą kompleksowo zajmuje się tym problemem jest wspólnota uzależnionych od seksu i miłości. Więcej informacji na ten temat znajdziecie na stronie anonimowych seksoholików. Chciałabym zaznaczyć, że problem ten dotyczy nie tylko osób mających problem z kompulsywną potrzebą seksu, ale także tych, które desperacko przywiązują się do jednej osoby lub mają zakorzenione inne wzorce patologicznej relacji.
Moim zdaniem to bardzo ważny temat i warto sprawdzić, czy nic nam nie dolega w tym zakresie. Uważam, że ważne, aby budować związek z potrzeby bliskości, a nie z potrzeby zaspokojenia swojej własnej samotności i pustki. Tylko taka relacja ma szanse przetrwać.

poniedziałek, 11 lutego 2019

Moje uzależnienia


Miałam zamiar napisać o uzależnieniach. Nawet przygotowałam się w tym kierunku i przeczytałam na ten temat obszerne fragmenty Psychopatologii Martina Saligmana. Lektura przyjemna, ale nie czuję się, mimo tej akademickiej wiedzy, uprawniona do mówienia o uzależnieniach jako fachowiec. Uważam jednak, że jest to bardzo istotny temat, zwłaszcza w karnawale, który wszelkim uzależnieniom sprzyja (obżarstwo, alkoholizm, kompulsywne zakupy w czasie wyprzedaży). Zatem opowiem o moich uzależnieniach, których jest kilka.
Zanim przyznam się, co robię i czego nie robię, słowem wstępu wymienię czynniki pozwalające nazwać dane zachowanie uzależnieniem. Nałóg charakteryzuję się silnym pragnieniem lub wręcz przymusem zażywania danej substancji (najczęściej psychoaktywnej) lub oddawaniu się pewnej czynności. Występują trudności z kontrolowaniem tych zachowań oraz fizjologiczne objawy odstawienia. Wiąże się to także z upośledzeniem życia zawodowego, społecznego, emocjonalnego i zdrowia fizycznego.
Teraz czas na chwilę prawdy. Tak jestem uzależniona od kawy, cukru i zakupów! Jak sobie z tym radzę? Mam kilka sposobów. W najbardziej radykalny sposób rozstałam się z kawą, a dokładniej z podwójnym (lub nawet potrójnym) espresso. Od blisko dwóch lat piję tylko kawę zbożową, zazwyczaj marki Anatol. Dlaczego całkiem zrezygnowałam z pysznej i aromatycznej kawy, którą bardzo lubię? Dla zdrowia. Owszem w umiarkowanych ilościach kofeina ma pozytywne działanie, jest naturalna, pobudza, podkręca metabolizm, no i pysznie smakuje. Niestety trudno mi poprzestać na jednej kawie dziennie, nawet kiedy próbowałam ją zastąpić już nie tak zdrową, i nie tak smaczną kawą rozpuszczalną, nadal piłam jej bardzo dużo. Takie nadmierne dostarczanie kofeiny, u osoby chorej na CHAD może wywołać manie, więc jest zachowaniem ryzykownym. Razem z moją psycholog uznałyśmy że dobrze byłoby ograniczyć ilość wypijanej przeze mnie kawy, a że było to dla mnie bardzo trudne, zrezygnowałam całkowicie i tak jest mi łatwiej. Z czasem polubiłam kawę zbożową, nie ma ona tak pobudzającego działania, ale smakuje podobnie i jest zdrowa.
Cukier. Czy tę substancję można uznać za czynnik uzależniający? Moim zdaniem tak i to z dwóch względów. Być może nie jest to substancja psychoaktywna wprost, jednak po jej spożyciu samopoczucie człowieka się zmienia. Po drugie w naszej kulturze występują bardzo silne pozytywne asocjacje związane ze spożywaniem słodyczy, więc jest to w moim przekonaniu rodzaj uzależnienia behawioralnego. Kiedyś chciałam wyeliminować słodycze z mojej diety, wytrzymałam kilka dni i upadłam. Musiałam zjeść coś słodkiego, co niestety potwierdziło teorię o uzależnieniu od cukru. Na razie nie walczę z tym nałogiem, owszem staram się jeść zdrowe słodycze słodzone miodem, ale czasem skuszę się na pączka, pierniczka lub drożdżówkę. Być może kiedyś całkowicie wyeliminuję cukier z diety. Póki co nie jestem na to gotowa.
Zakupy. Jeszcze kilka lat temu potrafiłam spędzać cały dzień w centrum handlowym. Wydawałam bardzo dużo pieniędzy kupując same „niezbędne” rzeczy i w ten sposób dorobiłam się nawet kolekcji skórzanych rękawiczek na każdą okazję (w manii większość z nich zgubiłam). Zakupy były dla mnie sposobem na relaks i odreagowaniem stresu. Bardzo lubiłam kupować, jak nie dla siebie, to dla innych. Czy jest tak nadal? Jakiś czas temu sytuacja finansowa zmusiła mnie do skrupulatnego przestrzegania porządku w finansach. Każdego miesiąca mam przygotowany budżet, z którego regularnie sama przed sobą się rozliczam. Dzięki temu jest mi łatwiej się pilnować, i kupuję tylko to, co naprawdę jest mi potrzebne. Mimo, iż moja sytuacja finansowa już się poprawiła, to nadal pilnuję przestrzegania swojego budżetu. Uważam że to idealny sposób, aby zapanować nad kompulsywnymi zakupami.
Być może moje uzależnienia komuś wydadzą się śmieszne, nie ma tu alkoholu, narkotyków ani papierosów! Owszem, istotny jest fakt czego dane uzależnienie dotyczy, jednak ważniejsze jest już samo jego występowanie. Niestety osoby z zaburzeniami i chorobami psychicznymi są szczególnie podatne na popadania w uzależnienia. Widzę tylko jedno wyjście z tej sytuacji, wzmożoną pracę nad sobą. Z każdym uzależnieniem można wygrać, jednak niezbędna jest silna wola, zaangażowanie własne oraz pomoc otoczenia. Jeśli chcesz poznać budującą historię wygranej walki z nałogiem polecam książkę i film "Najlepszy" poświęconą osobie Jurka Górskiego, więcej na ten temat znajdziesz we wpisie Książki, które leczą .

czwartek, 7 lutego 2019

Hej(t) !



Hejt to nie tylko obraźliwy lub agresywny komentarz. To także działanie przejawiające wrogość, agresję i złość wobec kogoś w Internecie. W minionych dniach doświadczyłam tego na własnej skórze. Nigdy nie przypuszczałam, że treści zamieszczane tutaj, na blogu, mogą wywołać takie emocje. Emocje które spowodują radykalne działanie. Dokładnie chodzi mi o sytuację związaną z zablokowaniem postów informujących o wpisach na blogu publikowanych na facebooku.
Wielu z Was wie, że blog ma swój fanpage. I to właśnie przede wszystkim tam udostępniam wiadomości o nowych wpisach. To jedyne miejsce w Internecie, gdzie pojawiają się wszystkie linki do bloga. W zależności od treści wpisu udostępniam go też na różnych grupach tematycznych: poświęconych tematyce psychologicznej, grupach wsparcia dla chorych i ich bliskich. Posty te są zatwierdzane przez administratorów grup, zazwyczaj są lubiane, czasem wywołują dyskusje. Często są udostępniane przez inne osoby na ich prywatnych tablicach, stronach lub w innych grupach o podobnej tematyce. Jakiś czas temu na jednej z grup ktoś skrytykował pojawienie się mojego posta, ale inni użytkownicy grupy stanęli w jego obronie, za co bardzo dziękuję. Dzięki sile facebooka moje teksty docierają nawet do 1000 osób, 90% ruchu generują wejścia z tego portalu lub aplikacji. Nic dziwnego, tak najprościej i najszybciej. Nie trzeba nawet sprawdzać poczty, po prostu informacja o tekście jest szybko dostępna. Na moim blogu nie ma reklam, w żaden sposób na nim nie zarabiam. Moją jedyną misją jest szerzenie wiedzy o zdrowiu psychicznym, zdrowych relacjach międzyludzkich i innych tematach z pogranicza psychologii, psychiatrii i codziennego życia. Staram się pisać teksty tak, aby były wartościowe dla odbiorcy i wiem, że takie są. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wiadomości prywatne, które do tej pory otrzymałam. Cieszę się, że mogę innym pomóc w taki sposób.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi być fanem mojego bloga. Każdy ma swój gust i prawo do wybierania takich treści, którymi się interesuje. Co zrobić, żeby nie czytać o moim blogu? Wystarczy zablokować sobie moje posty, ale – UWAGA – nie trzeba od razu zgłaszać ich jako tekstów wulgarnych i obraźliwych. To już lekka przesada. Na szczęście tym razem facebook po mojej interwencji w ciągu 24godzin "odblokował bloga". Jednak przez ten czas nawet w messengerze nie mogłam przesłać adresu bloga, takie wiadomości były zatrzymywane ze względu na "naruszenie norm społeczności". Kuriozum!
Jeśli jesteś moim czytelnikiem i nie chcesz przegapić żadnego wpisu, gorąco zachęcam do subskrypcji (podaj adres e-mail w okienku po prawej stronie, poniżej wtyczki fb). Mam nadzieję, że w ten sposób żaden post Ci nie umknie. Mam też nadzieję, że taka sytuacja (z blokadą bloga) już się nie powtórzy, z drugiej strony jeśli ktoś zrobił to raz, może podjąć kolejne działania.
Mam nadzieję, że była to sytuacja incydentalna i już się nie powtórzy, jednak mimo wszystko zapraszam do korzystania z subskrypcji. Wystarczy że sprawdzisz pocztę, a znajdziesz tam wiadomość o nowym wpisie. Posty są publikowane zawsze we wtorek i piątek rano, jeśli nie otrzymacie e-maila, sprawdźcie spam. Czasem może coś zabłądzić, ale generalnie powinno działać. Zastanawiam się też czy założyć na fb zamkniętą grupę dla czytelników bloga. Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie o tym pomyśle. Pocieszający jest tylko fakt, że blog wywołuje skrajne emocje, miłość i nienawiść są bardzo blisko siebie.

poniedziałek, 4 lutego 2019

Mi też się nie udaje


Nie lubię narzekania, sama staram się to robić rzadko. Niestety też mam czasem gorszy dzień. Też odczuwam złość i nawet bywam wkurzona. Tak jak teraz, kiedy to piszę. Miałam przygotowany tekst. Szczery, o własnych uzależnieniach. Nie są może one tak bardzo groźne, ale mam ich kilka. Długo przygotowywałam ten tekst, nawet sięgnęłam do fachowej literatury akademickiej w temacie psychopatologii uzależnień i specjalnie w tym celu zapisałam się do Mediateki, aby móc skorzystać z fachowych źródeł. Piszę o tym, aby podkreślić, że się zaangażowałam i poważnie podeszłam do tematu.
Niestety po raz kolejny zawiodła technika. Mój laptop, który dwa tygodnie temu wrócił z serwisu, znowu odmówił posłuszeństwa. Co gorsza, nie uczę się na błędach, nie zrzuciłam pliku na żadną chmurę, ani dysk. Po prostu przepadło! I co teraz?
Jest wiele wyjść z takiej sytuacji. Mogę się na siebie złościć i owszem złoszczę się, ale staram się te emocje przeżyć w konstruktywny sposób – pisząc ten tekst. Sama mam dla siebie i dla Was milion super rad co zrobić, aby uniknąć takich sytuacji, lecz są one tak oczywiste, że aż szkoda o tym wspominać. Może jednak skończę na tym, że po raz kolejny doświadczam swoje nieidealności, słabości i braku profesjonalizmu. Mimo wszystko nie jest to powód, aby się katować i spisać cały dzień na straty, bo być może przydarzy się jeszcze coś pozytywnego.
Każdemu może zdarzyć się wpadka i jedyne co można zrobić, aby sobie pomóc, to jak najszybciej wybaczyć sobie tę małą porażkę. Nie zrobiłam kopii pliku i tekst przepadł. Trudno. Jest mi przykro, bo poświęciłam dużo energii, aby go przygotować, ale świat się nie zawalił. Tak naprawdę to trudno zrobić coś, aby świat się zawalił. Za najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji uważam odpuszczenie sobie, chociaż bardzo często jest mi trudno odpuszczać, ale teraz odpuszczam i nie piszę na wariata poważnego tekstu o uzależnieniach, tylko dzielę się z Tobą moimi dzisiejszymi emocjami. A Ty, co dzisiaj przeżywasz?

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...