Na dzisiaj miałam zaplanowany całkiem
inny tekst. Pisząc poprzednio o psychozie chciałam zapoczątkować mini serie
dotyczącą schizofrenii. Jednak choroba popsuła mi szyki. Niedyspozycja fizyczna
uniemożliwiła mi spotkania z osobami, które miały mi opowiedzieć o tej
chorobie. Kilka dni w łóżku skłoniło mnie do autorefleksji i tymi
przemyśleniami się podzielę.
W profilaktyce chorób psychicznych, a
nawet w zwykłym zdrowym trybie życia, bardzo istotnym elementem jest
odpoczynek. Odpoczynek, na który codziennie trzeba przeznaczyć czas. Wiem o tym
doskonale! Ba, ostatnio nawet mówiłam o tym w programie „Kierunek Zdrowie” na
antenie TVS. Niestety
teoria z praktyką nie zawsze idą w parze.
Ostatnie dwa miesiące spędziłam dość
aktywnie. Do swoich regularnych zajęć dołączyłam wolontariat w osiedlowej
świetlicy (prowadzę zajęcia fitness dla kobiet w ciąży i młodych mam), zaczęłam
chodzić na warsztaty w Centrum Psychiatrii dla osób po kryzysie psychicznym i
zaangażowałam się jeszcze w inne działania. Dodatkowo w listopadzie były moje
urodziny i w związku z tym trochę „poimprezowałam”. Nie były to balety do rana.
Może dwa razy posiedziałam ze znajomymi do 21:30, raz wybrałam się na koncert,
który skończył się około 23:00, a ja zazwyczaj o tej porze przebywam w krainie
Morfeusza. I tak ziarnko do ziarnka, i się zebrało.
Przez ostatnie dwa tygodnie czułam
się zmęczona, ale uważałam, że to wyłącznie wina pory roku (mało słońca, zimno,
krótki dzień). Teraz uświadomiłam sobie, że w tym zmęczeniu miałam spory udział.
W czasie codziennego odpoczynku, zamiast leniuchowania i czytania książki,
załatwiałam błahe sprawy. Wyście do szewca czy do krawcowej to przecież prawie
jak spacer! Pieczenie ciastek lub przygotowanie innego deseru na wieczorne
spotkanie ze znajomymi też może być relaksem. Owszem, ale nie jest wtedy, kiedy
robię to w pośpiechu, żeby zdążyć w wolnym czasie. I tym prostym sposobem dałam
się złapać w pułapkę efektywności. Ba, już w piątek byłam zmęczona, ale nie
odpuściłam. Sobotę i niedziele zrealizowałam zgodnie z planem z kalendarza.
Przecież kościół, spacer i sauna to idealny plan na niedzielę! Owszem, ale
czasem lepiej odpocząć w mniej spektakularny sposób.
W poniedziałek rano wiedziałam już,
że muszę wybrać się do lekarza. Kaszel nie dawał mi spać przez pół nocy. Na
szczęście udało mi się jeszcze uniknąć antybiotyku, ale i tak przez 5 dni mam
zażywać lekarstwa (w poprzednim tygodniu próbowałam już metod domowych: miód,
propolis, czosnek, a cytryna to u mnie codzienność od lat). Teraz mam
przymusowy odpoczynek i robienie „nic” przez kilka dni. Musiałam odwołać
wszystkie zajęcia i zmienić plany. Mój mądry organizm podjął decyzje za mnie. I
bardzo się z tego cieszę. Nie z tego, że jestem chora, ale z tego, że mój
organizm umie sam o siebie zadbać i wywalczyć należny mu odpoczynek. Mam
nadzieję, że wystarczy to 5 dni leżenia pod kołdrą, bo nie chcę dalej zmieniać
planów. Chociaż wiem, że od kolejnego tygodnia w łóżku świat się raczej nie
zawali, to jednak wolałabym wrócić do regularnych aktywności, oczywiście z
racjonalnym wykorzystaniem swoich sił. Sztuką jest znać swoją miarę i nie
ulegać współczesnej modzie na super efektywność. Świat
daje wiele możliwości, ale sztuką jest tak z nich korzystać, aby nie odbiło się
to czkawką. Mam nadzieję, że będę o tym
pamiętać i Ty też o tym pamiętaj!
Masz racje o odpoczynku należy pamiętać i jeszcze o tym że dla każdego odpoczynek może być w innej formie ,a najważniejszy jest dobry sen .Pozdrawiam Marek .
OdpowiedzUsuń