Generalnie lubię mieć plany. Pomaga
mi to ogarniać rzeczywistość. Jakiś czas temu pisałam o planie na zdrowie (link),
a teraz – jak wiele innych osób – zabiorę głos w dyskusji o noworocznych
postanowieniach.
Plan na życie, plan na siebie, plan
na nowy rok – to bardzo dobre podejście. Pozwala w pewien sposób
kształtować i porządkować środowisko, w którym się funkcjonuje. Nie jestem
natomiast fanką styczniowych rewolucji, które w magiczny sposób mają zmienić
rzeczywistość. Nie chcę siać tutaj defetyzmu, a raczej oszczędzić sobie i innym
rozczarowań. Od kilku lat nie mam noworocznych postanowień i bardzo dobrze z
tym funkcjonuję. Mam pewne plany, które chcę wdrożyć z początkiem roku
(absolutnie nie 01.01 to wbrew pozorom kiepski termin na start, ale o tym
dalej).
Jakie to pomysły i jak zamierzam je
realizować? Po pierwsze w konstruowaniu tych zamierzeń wykorzystałam koncepcję
S.M.A.R.T. Jest to zasada wspomagająca formułowanie celów w taki sposób, aby
osiągnięcie ich było bardziej prawdopodobne. Każdy cel powinien charakteryzować
się pięcioma cechami, których pierwsze litery w języku angielskim tworzą słowo
SMART czyli „rozsądny, sprytny”:
1. (Specyfic) Specyficzny
2. (Measurale) Mierzalny
3. (Achiavable) Osiągalny
4. (Realistic) Realistyczny
5. (Time oriented) Terminowy
Dla uporządkowania krótko opiszę
poszczególne cechy. Specyficzny, czyli charakterystyczny i konkretnie
zdefiniowany dla danej osoby (lub grupy). Mierzalny, a więc taki, który w łatwy
i jednoznaczny sposób możemy zmierzyć. Osiągalny, czyli będący w zasięgu
naszych możliwości. Realistyczny to taki, który uwzględnia zewnętrzne ograniczenia.
Terminowy to osadzony w kontekście czasowym. O ile pierwsze cztery kryteria są
jasne i – moim zdaniem – nie wymagają dłuższego komentarza, to ostatnie
zagadnienie omówię trochę szerzej. Nowy cel ma często za zadanie zmienić nas,
nasze przyzwyczajenia, postawy, zachowanie. Horyzont czasowy jest tutaj
niezwykle ważny. Aby nowa czynność była trwałą zmianą, należy zrobić z niej
nawyk. Nawyk to nasz druga natura. Z literatury i moich własnych doświadczeń
wynika, że potrzeba minimum 10 tygodni, aby wyuczyć się nowego nawyku! Pokazuje
to, że większość postanowień, których horyzont realizacji jest krótszy, sami
już w momencie planowania skazujemy na niepowodzenie!
Jak wyglądają moje plany? Jest ich
wyjątkowo mało, bo przygotowałam sobie tylko dwa zadania:
1. Wyeliminuję pokarmy mięsne z diety
2. Wprowadzę regularny cotygodniowy trening
siłowo-interwałowy
Sprawdźmy teraz czy cele te są zgodne
z powyżej omawianą koncepcją. Wyzwanie pierwsze jest specyficzne i konkretne
(nie będę jeść mięsa). Łatwo to zmierzyć (są tylko dwa wyjścia: jem lub nie
jem). Jest dla mnie osiągalny, gdyż już teraz mięso nie jest istotnym
składnikiem mojej diety, a więc jego całkowita eliminacja nie powinna być zbyt
odczuwalna. Realistyczny – jak najbardziej. Istotne zagrożenie wynikające z
tego przedsięwzięcia to zwiększone ryzyko niedoboru żelaza. Aby temu zapobiec,
przygotowałam sobie listę pokarmów roślinnych bogatych w ten pierwiastek i
dodatkowo zaplanowałam kontrolne badania krwi. W tym wypadku horyzont czasowy
nie jest aż tak istotny, jednak dopiero po 10 tygodniach będę w stanie
stwierdzić czy udało mi się trwale zmodyfikować moją dietę, chociaż samo menu
mogę zmienić z dnia na dzień. Drugi cel też jest jasno zdefiniowany i łatwo go
zmierzyć (dodałam słowa regularny i cotygodniowy). Uważam, że jest osiągalny
(mam abonament w klubie fitness) i systematycznie tam uczęszczam. Aby był
bardziej realistyczny, zaplanowałam dokładny moment w tygodniu, kiedy będę go
wykonywać (wtorek dopołudnia). Systematyczność jest bardzo ważna w aktywności
fizycznej, jednak generalnie nie mam z tym problemu, gdyż sama 4 razy w
tygodniu prowadzę zajęcia prozdrowotne dla innych i jest to moja praca.
Na koniec poruszę jeszcze temat
terminu realizacji noworocznych postanowień. Stanowczo odradzam pierwszy dzień
roku. Nowe plany z reguły wymagają dodatkowej aktywności i działania,
natomiast tego dnia większość ludzi regeneruje się po sylwestrowej zabawie.
Niepowodzenie już na samym początku (ojej zjadłam wczorajszy bigos, a tam było
mięso!) może zniechęcić do dalszej pracy nad realizacją celu. Dla własnego
komfortu jako datę rozpoczęcia wdrażania opisanych planów przyjęłam pierwszy
poniedziałek stycznia. Dzięki temu w poprzedzających ją dniach mogę już
mentalnie przygotować się do tych wyzwań. Być może już wcześniej uda mi się coś
zacząć, a jeśli nie, to mam jeszcze chwilkę, aby się do tego przygotować. Zmianę na lepsze trzeba nie tylko dobrze
zaplanować, ale także być na nią gotowym. Jeśli jesteś gotowy, w każdej chwili
możesz zacząć coś nowego i nie musisz czekać do początku kolejnego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz