poniedziałek, 28 stycznia 2019

Wygrana walka z depresją


Depresja – jedna z najpopularniejszych i najbardziej oswojonych chorób psychicznych. Wiele o niej można przeczytać w Internecie, trochę osób przyznaję się do tego, że jej doświadczyło. Dzisiaj zapraszam Was do rozmowy z Iloną, która stoczyła wygraną walkę z tą chorobą.
Jakie objawy spowodowały, że wybrałaś się do psychiatry?
Czułam się źle, było to ogólne zniechęcenie do wszystkiego o wiele większym natężeniu i długotrwałe obniżenie nastroju. Teraz też bywam smutna, ale jestem pewna, że to minie. Wówczas, w czasie choroby, nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że ta beznadzieja minie. Byłam przekonana, że dalej w tym beznadziejnym stanie będę musiała żyć. Chciałam, żeby moje życie się zakończyło. Nie miałam odwagi sobie odebrać życia. Być może był to rozsądek, ale jako osoba wierząca modliłam się o śmierć. Najlepiej męczęńską. Bardzo chciałam, aby była to choroba którkotrwała i intensywna. Najlepiej nowotwór. Teraz widzę w tym krzyk o troskę i opiekę. Być może miałam nadzieję, że zmieni to sytuację w mojej rodzinie. Istotnym objawem było też spowolnienie ruchowe. Czas od momentu postanowienia działania do rozpoczęcia czynności był bardzo długi. Chodzi mi tu o proste rzeczy jak ubranie się, czy ścielenie łożka. Przy tym wszystkim cały czas prowadziłam normalne życie. Chodziłam na zajęcia, studiowałam. Miałam zaburzony sen. Bardzo wcześnie, np. zaraz po powrocie do domu około 17 kładłam się do łóżka. Do psychiatry poszłam, gdyż przypadkiem trafiłam w Internecie na artykuł o depresji i pomyślałam, że to o mnie. Było to 15 lat temu i wogóle nie słyszałam wcześniej o tej chorobie, mimo że studiowałam pielęgniarstwo (byłam na II roku, psychiatria była na III). Nie znałam nikogo, kto by miał tą chorobę.
Jak wyglądało Twoje leczenie?
Leczenie było farmakologiczne, przyjmowałam dwa leki. Pierwszy z nich był nieskuteczny i odczuwałam dużo skutków ubocznych. Kolejny zadziałal już po dwóch – trzech tygodniach. Cała kuracja trwała mniej niż rok. Psychiatrę odwiedzałam raz na miesiąc.
Jak wyglądało Twoje funkcjonowanie w czasie leczenia?
Początkowo nic nie dawało mi przyjemności i wszystko wdawało mi się górą nie do zdobycia. Przerżała mnie myśl o wyjściu z domu, spotykaniu ludzi, rozmowy z nimi. Lek zaczął działać wiosną. Pogoda byłą prawie letnia. Zmieniłam garderobę na bardziej kobiecą, poszłam do fryzjera, obcięłam się i ufarbowałam włosy. Kupiłam kilka sukienek i spódnic. Miałam ochotę spotykać się z ludźmi i wychodzić na uczelnie. Uczyłam się i widziałam tego sens. Zaczęłam wtedy myśleć dobrze o sobie i o innych ludziach. Z perspektywy czasu oceniam, że te różowe okulary były efektem zażywania leków. Kiedy odstawiłam leki, to mniej więcej po miesiącu ten stan euforii minął i wrócił do normy. Świat nie był już taki różowy, ale był normalny. Rzeczywistość była do zaakceptowania. Mogłam w niej normlanie funkcjonować.
Jak wyglądały wizyty u psychiatry?
Lekarka pytała mnie, jak się czuje, wizyty były bardzo krótkie, z wyjątkiem pierwszej, którą w dodatku poprzedzało spotkanie z psychologiem. Ono trwało długo, około 2h. Na pierwszej wizycie dostałam test BECKa i z testu wyszedł na szczęscie średni stopień depresji. Bardzo mnie to ucieszyło, bo bałam się, że będę musiała iść do szpitala.
Czy lekarka dawała Ci nadzieję na odzyskanie zdrowia?
Nie pamiętam, żeby lekarka mówiła coś o rokowaniach. Wizyta miała charakter bardzo techniczny, lekarka nawet nie utrzymywała ze mną kontaktu wzrokowego i była mało empatyczna. Mimo tego jej leczenie odniosło skutek.
Jak w perspektywie czasu oceniasz, czy ta choroba wpłynęła na Twoje życie?
Wpłynęła i to w bardzo pozytywny sposób. Nie pojawiła się żadna cudowna zmiana. Pamiętam, że gdy wróciłam do normalności, umiałam się cieszyć codzizennością, bo wiedziałam, że może ona być piekłem. Zaczęła mnie cieszyć zwyczajność, zdrowie zaczęło mnie cieszyć i doceniłam to, że mogę rano wstać i wyjść z domu. Intensywność radości z codzienności zmniejszała się z czasem i wydaje mi się, że po tylu latach trochę już o tym zapomniałam. Z perspektywy tych 15 lat to widzę, że dzielę życie na dwa etapy: z przed i po depresji. Teraz, jak patrzę na chorobę, widzę to jako dekompensację. Na tamten moment zorientowałam się, że coś w moim życiu jest nie tak. Zaczęłam nieudolnie i bez planu zmieniać je małymi krokami, np.: wyprowadziłam się z rodzinnego domu, dwukrotnie podejmowałam psychoterapię (nie ukończyłam żadnej z nich), próbowałam wejść we wspólnotę chrześcijańską, do tego doszedł wyjazd z kraju. W moim odczuciu były to dramatyczne próby zerwania z tym, co było przed chorobą i zastąpienia tego, co wydawało mi się złe, czymś dobrym, ale towarzyszył temu chaos i brak ukierunkowania. Myślę, że sytuacja ta zatoczyła koło – po powrocie do kraju wróciłam do rodzinnego domu i na nowo się wyprowadziłam, ale już z własnym planem. Rozpoczęłam drogę do siebie, drogę do domu w sensie duchowym. Rozpoczęłam kolejną psychoterapię (którą tym razem mam nadzieję ukończyć). Moim wcześniejszym działaniom towarzyszyło uczucie niepokoju, poczucie tymczasowości i kruchości.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.

1 komentarz:

  1. Każdy, kto szuka wsparcia w trudnych chwilach, powinien zwrócić uwagę na https://psycholog-ms.pl/. To miejsce, gdzie można znaleźć profesjonalną pomoc psychologiczną. Dzięki szerokiemu zakresowi specjalizacji, terapeuci są w stanie dostarczyć skuteczne rozwiązania dla wielu problemów.

    OdpowiedzUsuń

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...