Wiosna zbliża się wielkimi
krokami. Niestety nie dla wszystkich jest to dobry czas. Właśnie o
tej porze roku wiele osób zmaga się z depresją. Tak też było w
moim przypadku, trzy lata temu. Depresja przyszła jesienią, została
na zimę, a z wiosną wcale nie chciała odejść. Potrzebowałam
radykalnego rozwiązania, jakim była hospitalizacja. Na taką formę
leczenia byłam namawiana już od lutego, jednak zdecydowałam się z
niej skorzystać dopiero w kwietniu. Dlaczego tak długo zwlekałam?
Ze strachu, z obawy przed nowym i nieznanym. Dużą rolę odegrał
też stereotypowy, wyniesiony z popkultury obraz tego typu
placówki. Nie miałam już nic do stracenia i zaryzykowałam. To był
strzał w dziesiątkę.
Trafiłam do szpitala w Centrum
Psychiatrii w Katowicach, gdzie pracowała moja lekarka. I to właśnie
dzięki niej zdecydowałam się na ten krok. Ufałam jej, ale mimo to
byłam przerażona. Teraz wiem, że nie ma się czego bać i tym
doświadczeniem chcę się z Wami podzielić. Może ten tekst trafi
do kogoś, kto waha się przed podjęciem leczenia szpitalnego. Mam
nadzieję, że rozwieję wiele wątpliwości, a jeśli pojawią się
jakieś dodatkowe pytania, chętnie odpowiem w komentarzach lub
wiadomościach prywatnych.
Ze
względu na stan zdrowia trafiłam na oddział ogólnopsychiatryczny.
Było tam około 40 pacjentów, z różnymi diagnozami: depresja,
chad,
schizofrenia, zaburzenia lękowe, nerwice, anoreksja i bulimia (być
może też inne, ale nie zapamiętałam nikogo z inną chorobą).
Przydzielono mnie do 3 osobowej sali, moimi współlokatorkami były
panie z depresją (prawniczka i bibliotekarka). W tym momencie zdałam
sobie sprawę, że choroby psychiczne są bardzo demokratyczne i nie
omijają ludzie ze względu na wyższe wykształcenie. Przez długi
czas byłam wewnętrznie przekonana, że skoro jestem chora
psychicznie to pewnie też i niedorozwinięta umysłowo. Bo jak to
możliwe, żeby inteligentny człowiek nagle miał problemy z
czytaniem, mówieniem, pisaniem i normalnym funkcjonowaniem?
Pamiętam, że pierwszego dnia byłam
na krótkiej wizycie u lekarki. Poinformowała mnie jak, mniej
więcej, będzie wyglądał pobyt. Byłam bardzo zadowolona, bo
pozwoliła mi codziennie wychodzić na godzinne spacery w koło
szpitala (niestety, nie każdy pacjent miał do tego prawo, było to
zależne od stanu zdrowia). Resztę dnia spędzałam na sali z moimi
współlokatorkami. Na oddziale znajdowała się salka terapii
zajęciowej, gdzie można było zajmować się działaniami
artystycznymi (np.: malowanie, zdobienie decoupage), grami, puzzlami
i innymi rozrywkami tego typu. Osobiście byłam tam tylko raz i
szybko stamtąd wyszłam. Nie byłam wtedy gotowa na to, aby spędzać
czas z ludźmi.
Codziennie była poranna gimnastyka,
ale udział w niej nie był obowiązkowy. Na tym oddziale pacjenci
nie byli w najlepszym stanie, więc wymaganie takiej dyscypliny
byłoby nieludzkie. Koło godziny 8:00 było śniadanie, a o 9:00
obchód. Obchód to było wydarzenie. Uczestniczył w nim ordynator,
chyba czterech innych lekarzy, dwóch – trzech psychologów i
pracownik socjalny, czasem jeszcze lekarze stażyści, wtedy grupa ta
liczyła 10 osób. Początkowo nie widziałam najmniejszego sensu
tych grupowych odwiedzin, ale z perspektywy czasu bardzo je doceniam.
Co dwie głowy to nie jedna, a co dopiero dziesięć!
Pierwszy tydzień na oddziale
spędziłam robiąc nic. Z czasem było ze mną na tyle dobrze, że
mogłam zacząć czytać proste książki. Co kilka dni (dwa – trzy
razy w tygodniu) miałam rozmowę z moją lekarką, raz na tydzień z
psychologiem. Nie była to intensywna psychoterapia, ale jakaś
podstawowa forma pomocy psychologicznej. W weekendy, jak i w tygodniu
można było skorzystać z przepustki. Ich wymiar ustalany był
indywidualnie. Na noc zawsze trzeba było wrócić do szpitala.
Generalnie nie działo się tam nic
spektakularnego, bo samo zdrowienie z choroby psychicznej nie jest
moim zdaniem spektakularne, tylko stopniowe. Tak samo leki
psychiatryczne zazwyczaj działają po kilku dniach lub tygodniach i
wtedy można oczekiwać na efekty ich działania. To wszystko jest
procesem, dlatego też pobyt w szpitalu psychiatrycznym to nie trzy
dni, ale zazwyczaj co najmniej miesiąc.
Oczywiście, wiem z opowieści
znajomych, że czasem w szpitalach psychiatrycznych dzieją się
rzeczy straszne. Mnie nic strasznego nie spotkało. Myślę, że w
ogóle w kontakcie ze służbą zdrowia należy być ostrożnym. Mimo
wszystko myślę, że nie ma się czego bać i dobrze skorzystać z
pomocy, zwłaszcza gdy jest potrzebna.
Hmmmm czy w tym szpitalu jest możliwość wyprania rzeczy w pralce? to poważne pytanie, nie żart :D pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń