poniedziałek, 4 maja 2020

Żeby mi się chciało...

Rzadko tak się dzieje, ale czasem kiedy wiem, że będę mieć więcej wolnego czasu, kupuję kolorowe magazyny. Zdarza mi się to może dwa – cztery razy w roku. I tak też było przed tegoroczną majówką. Zaopatrzyłam się w kilka tytułów, które kiedyś czytałam regularnie.
Biorę „Zwierciadło” i tam temat numeru to „Siła wieku” – tekst o ucieczce od kultu młodości. Na marginesie, tym razem dodatek specjalny o medycynie estetycznej i zabiegach odmładzających. Toż to dla mnie jakiś dziwny zbieg okoliczności. Bohaterkami artykułu były trzydziestoparoletnie kobiety, czyli moje rówieśniczki. Jednak trudno było mi się identyfikować z ich lękami przed kolejnymi zmarszczkami i starością. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie mam zmarszczek, bo mam. Jedną ogromną na czole jak błyskawica Harry’ego Pottera i kilka innych też by się znalazło. Mam kilka siwych włosów, ale nadal się nie farbuję. Ostatnio pojawiły mi się jakieś przebarwienia pod okiem, ale jak mam iść do dermatologa w czasie epidemii? Myślę, że teleporada by tu nie pomogła. Też się starzeję, jak każdy człowiek. Jednak nie towarzyszy mi jakiś ogromny lęk przed starością. Oczywiście chciałabym jak najdłużej cieszyć się sprawnością, dobrym zdrowiem i energią do życia, ale myślę że żadne zabiegi medycyny estetycznej nie pomogą ani mi, ani nikomu innemu w utrzymaniu młodego ducha.
Tekst ten skłonił mnie ku refleksji, skąd u mnie taka akceptacja dojrzałości, skoro teoretycznie większość ludzi z mojego pokolenia od tego ucieka. Myślę sobie, że moje podejście może mieć kilka źródeł. Po pierwsze od zawsze fascynowali mnie starsi ludzie. Opowiadane przez nich historie, ich doświadczenia, były dla mnie niesamowite, magiczne. Mam nawet taką ponadpokoleniowa przyjaciółkę o której pisałam tutaj. Po drugie na co dzień mam kontakt z seniorami. Czasem mnie zaskakują, nie tylko swoim dystansem do życia, ale też opanowaniem i wytrwałością. Pozytywne nastawienie to u większości z nich standard. Być może jest tak, że faktycznie ta grupa seniorów, z którą mam do czynienia nie jest do końca reprezentatywna dla wszystkich. Niestety, nie dla wszystkich udział w zajęciach fitness jest standardem. Jednak mam prawo przypuszczać, że jeśli utrzymam mój zdrowy styl życia to za 40 lat nadal będę mogła cieszyć się względnym zdrowiem. Jeśli nie zgnuśnieję na kanapie przed telewizorem, tylko nadal będę chodzić na spacery i jeździć na rowerowe wycieczki, to istnieje większa szansa na utrzymanie pogody ducha. Myślę, że takie zabiegi antystarzeniowe są nie tylko mniejszym obciążeniem dla kieszeni, ale ich skuteczność również jest większa. Mają jeden spory ukryty koszt. Jest nim zaangażowanie, motywacja i chęć codziennego dbania o siebie, a wiadomo, że często jest tak, że po prostu człowiekowi się nie chce i pozostaje wtedy tylko modlitwa: „Panie Boże spraw, aby mi się chciało tak, jak mi się nie chce! Amen”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...