Relacje to mój ulubiony temat.
Pisałam tu już o relacjach w rodzinie, relacjach towarzyskichi związkach, relacjach między chorymi, relacjachterapeutycznych. Teraz pora na przyjaźń, wyjątkową bo
międzypokoleniową.
Zawsze
ceniłam sobie towarzystwo starszych ludzi, chętnie odwiedzałam
babcie. Jednak od kilku lat obie już nie żyją. Życie nie lubi
próżni. Nie pamiętam już, jak to dokładnie się stało, ale po
śmierci drugiej babci zaczęłam częściej odwiedzać ciocię. Nie
jest to taka ciocia w prostej linii, bo jest to żona brata babci,
ale jak mam o niej inaczej mówić?
Od
kilku lat bywam u niej regularnie, staram się wpaść na kawę
(zbożową) raz na tydzień. Często przynoszę jej książki i dużo
o nich rozmawiamy. Czasem pomagam rozwiązać krzyżówkę z Angory
(kto czyta, ten zna poziom abstrakcji tych haseł). Dyskutujemy też
o życiu, gotowaniu i pielęgnacji kwiatów. Czasem rozmawiamy o
zdrowiu (ciocia jest emerytowaną lekarką) i o moim blogu. Niby nic
nadzwyczajnego, ale jednak coś niesamowitego. Chwile wytchnienia i
oderwania od zabieganego świata.
Bardzo
lubię te spotkania. Rozmowy, w których jest czas na wszystko. Każdy
może spokojnie zaprezentować swoje racje, a nie jest tak, żebyśmy
zawsze się zgadzały. Jest przecież między nami spora różnica
wieku i trochę inne spojrzenie na świat. Nie wiem ,w czym tkwi cały
urok tego wspólnie spędzanego czasu, ale wiem, że jeśli mam
intensywniejszy okres i przez 2–3 tygodnie nie zajrzę do cioci,
to czegoś mi już bardzo brakuje. Oczywiście mamy wtedy kontakt
telefoniczny, jednak to nie to samo.
Myślę
sobie, że te wspólne kawy i rozmowy, to dla mnie swoistego rodzaju
wentyl od codzienności, co bardzo służy mojej psychice. Takie
relacje powinny być wypisywane na receptę, stosowane powszechnie i
regularnie.
Jakiś
czas temu ciocia nazwała mnie przyjaciółką. Bardzo mnie to
wzruszyło! Dla mnie to wielki zaszczyt mieć przyjaciółkę sprzed
wojny. Taką z innego świata. Ze świata, którego już nie ma i
który już pewnie nigdy nie wróci. Świata z prostymi i czytelnymi
zasadami moralnymi. Świata z zawsze wyprasowanymi ubraniami, zawsze
czystymi butami i starannymi fryzurami. Świata, w którym był duży
szacunek do człowieka bez względu na wszystko (a może to tylko
moja ocena, przecież ja nie żyłam w tamtych czasach, więc nie
jestem ekspertem). Być może to ten szacunek jest właśnie głównym
filarem naszej znajomości? Taka historia mojej wyjątkowej
przyjaźni, a Wy macie swoje przyjaźnie międzypokoleniowe? Jeśli
chcecie się nimi podzielić, zapraszam do komentarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz