czwartek, 27 grudnia 2018

O budowaniu relacji


Moje życie nie jest idealne. Ba! chyba nawet nigdy takie nie było, chociaż przez lata miałam takie aspiracje. Dziś pojęcie ideału jest dla mnie zbiorem pustym, pozbawionym sensu istnienia. Nie dążę do ideału na żadnej płaszczyźnie i bardzo mnie to cieszy. Przy okazji świątecznego klimatu, rodzinnych rozmów przy stołach, spotkań opłatkowych i towarzyskich chciałabym po raz kolejny poruszyć temat relacji (relacje w rodzinie w chorobie psychicznej, związki i relacje w chorobie psychicznej, między nami pacjentami, relacje terapeutyczne).

Różne zdarzenia (często takie, które są wynikiem choroby, ale nie tylko) prowadzą do rozpadu relacji. Relacje to coś niezwykle istotnego dla człowieka i to od momentu narodzenia, lub nawet poczęcia! Przez lata wzrastałam w różnych relacjach, niektóre z nich z czasem przeistaczały się w bliższe lub dalsze, inne ulegały nadszarpnięciu lub całkowitej erozji. Nie chcę tutaj się bić w pierś ani też nikogo obarczać za to odpowiedzialnością. Za kondycję każdej relacji zawsze odpowiedzialne są obie strony. Po prostu tak się dzieje i trzeba nad tym przejść do porządku dziennego. Nasuwa się pytanie, co zrobić z tymi relacjami, których brakuje. Część można zastąpić nowymi, jednak są takie, których zastąpić się nie da i chodzi mi tutaj o relacje rodzinne. Moim zdaniem jedyne, co można zrobić, to zbudować te relacje na nowo, na trwalszych i lepszych fundamentach, które zapobiegną ich zniszczeniu w przyszłości.

Nie mam przepisu na sukces w tej dziedzinie, ale wydaje mi się że znalazłam kilka „budulców” dobrych relacji i chętnie się nimi z Wami podzielę.

Czas. Jest absolutnie konieczny. I nie chodzi mi tutaj o czas na zapomnienie i wybaczenie, lecz o czas spędzony wspólnie, pozwalający budować relacje. Można go spędzać różnie, pijąc herbatę, spacerując, jeżdżąc na nartach, czy nawet się modląc! Ważne, aby robić coś wspólnie (ba! można nawet razem robić NIC, ale trzeba BYĆ razem). Ważne, żeby przeżywać swoją obecność, a nie zatracać się w aktywności. Po prostu być ze sobą.

Dystans i perspektywa. Tylko dystans może nas uratować. Czasem trzeba na coś spojrzeć z całkiem innej perspektywy. Przeczytałam kiedyś w jakiejś książce, że nie można całe życie chodzić w jednych spodniach. Człowiek rośnie i spodnie stają się za krótkie i za ciasne. Nie pasują już do ciała. Czy to znaczy, że nagle ciało jest niedobre? Spodnie się przecież nie zmieniły, jednak nie pasują! I tak samo jest z perspektywą. Dystans też musi się zmieniać, aby pasował do nowej i dynamicznej rzeczywistości.

Fundament. Być może od tego powinnam zacząć, jednak trafiło na koniec, co nie znaczy że jest to najmniej ważne. Uważam, że w tej triadzie jest to wręcz najważniejsze. Każda relacja, a zwłaszcza ta, która jest ważna, musi mieć solidny fundament. Co nim może być? Sama do końca nie wiem. W stosunkach międzyludzkich jest to trochę bardziej skomplikowane niż w teorii budownictwa. Intuicja kieruje mnie w stronę bogatego zbioru zawierającego wspólne wartości w jednakowej hierarchii.

Czas, dystans, fundament – czy to wszystko wystarczy, aby zbudować trwałą relację? Niestety nie! Potrzebna jest jeszcze obustronna praca i zaangażowanie w jej utrzymywanie. Nad relacją trzeba pracować zawsze. Inaczej staje się jak zaniedbany most. Najpierw nawierzchnia ulega erozji i porasta ją trawa. Przemieszczanie po nim staje się coraz trudniejsze, z czasem legary ulegają osłabieniu i nie są w stanie utrzymać konstrukcji, aż na końcu zamiast mostu pozostaje tylko rumowisko i przepaść. Przepaść która dzieli i wtedy nie pozostaje nic innego, jak po raz kolejny zacząć budowę od początku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany, zmiany!

 Ponad dwa lata temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego bloga nie miałam żadnego pojęcia o stronach internetowych. Wybrałam jedyne narzędzie, ...