Relacje są bardzo ważnym
elementem mojego życia. Pisałam na blogu już o relacjach w rodzinie, relacjach towarzyskich i w związkach
oraz relacjach między chorymi . Teraz przyszedł czas
aby przyjrzeć się relacjom terapeutycznym, chodzi mi tutaj o
relacje pacjent – psychiatra i pacjent – psychoterapeuta.
Lekarz
psychiatra przede wszystkim jest człowiekiem, a dopiero później
lekarzem. Jacy są ludzie? Wiadomo, różni. W czasie specjalizacji
młodzi adepci sztuki lekarskiej uczą się kontaktu z pacjentem,
jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Jeśli przejdą państwowe
egzaminy specjalizacyjne zostają psychiatrami. Trudno chyba
przeprowadzić obiektywny test z jakości relacji z pacjentem. Z
jednej strony jest to kluczowa umiejętność, z drugiej – bardzo
nieuchwytna. Dodatkowo część lekarzy (oraz wszyscy
psychoterapeuci) kontynuuje swoją naukę w szkołach psychoterapii
(nauka trwa tam 4 lata, wymagane jest wykształcenie wyższe
humanistyczne lub medyczne) i wtedy mają większą szanse na nabycie
umiejętności kontaktu z pacjentem. Jednak
ten element edukacji nie jest wymagany do rozpoczęcia praktyki.
W czasie swojego leczenia spotkałam wielu lekarzy (myślę że około
30), u niektórych leczyłam się indywidualnie, innych poznałam w
czasie pobytów w szpitalu. Na tej podstawie wyodrębniłam dwie
grupy lekarzy. Jedni leczą pacjentów, drudzy leczą objawy.
Osobiście staram się korzystać z pomocy tych pierwszych. Niestety
nie zawsze jest to możliwe.
Patrząc na psychologów –
psychoterapeutów których poznałam w czasie mojego leczenia (ta
grupa liczy około 20 osób) zauważyłam trzy inne grupy. Pierwsza z
nich to stosunkowo młodzi ludzie, posiadający wyłącznie
podręcznikową wiedzę i (mimo zdobytych już uprawnień) stawiający
swoje pierwsze kroki w psychoterapii, a więc uczący się na
pacjencie (kliencie); druga grupa to terapeuci, którzy sami
potrzebują pomocy terapeutycznej (w tym wypadku lepiej szybko
uciekać) i trzecia grupa tych, moim zdaniem najlepszych i właściwych
terapeutów, którzy mają nie tylko wiedzę, ale i doświadczenie,
empatię oraz otwartość na drugiego człowieka.
Bardzo często przebieg leczenia (i
tak jest też w moim przypadku) zależy w dużej mierze od relacji
pacjent – psychiatra i pacjent – psychoterapeuta. Biorąc pod
uwagę fakt, że sytuacje te rozgrywają się w ramach polskiej
publicznej niedoinwestowanej służby zdrowia, może być ciężko.
Osobiście jako pacjent oczekuję szacunku, zaufania, indywidualnego
podejścia, informacji zwrotnej, jasnego komunikatu (przystępnego i
zrozumiałego dla mnie języka), partnerstwa i wrażliwości.
Lekarz/terapeuta oczekują ze strony pacjenta otwartości i
szczerości - jeśli pacjent nie przyzna się do myśli samobójczych
lub urojeń skąd lekarz może wiedzieć o ich występowaniu i w jaki
sposób ma właściwie ocenić stan pacjenta i dobrać leki? Trudno
jednak znaleźć na to czas i miejsce w przepełnionych
przychodniach, gdzie lekarz ma tylko kilka minut na wizytę i rozmowę
z pacjentem. Moim zdaniem potrzebna jest tu więź, której
zbudowanie wymaga czasu!
Czynniki utrudniające tę relację
dla pacjenta to wstyd, obawy przed brakiem dyskrecji – nie tylko ze
strony lekarzy, ale i innych osób spotkanych w przychodni – brak
odpowiedniej atmosfery, czasu (za drzwiami kolejka z następnymi
pacjentami), taśmowe podejście do pacjenta.
Bardzo trudno jest znaleźć
lekarza i terapeutę, którzy potrafią sprostać tym wszystkim
wymaganiom, jednak nie jest to niemożliwe. Przede wszystkim należy
znać swoje prawa i szukać (nie namawiam tutaj do zmiany psychiatry
lub terapeuty po każdej jednej wizycie, w leczeniu psychiatrycznym
bardzo ważna jest ciągłość, czasem trzeba komuś dać szansę).
Jeśli widzimy, że absolutnie nie potrafimy się dogadać z lekarzem
lub terapeutą wtedy najlepiej spytać w rejestracji, czy następnym
razem może nas przyjąć inny specjalista, ewentualnie udać się do
innej przychodni. Sama kiedyś byłam w takiej sytuacji. Udałam się
na pierwsze spotkanie do psychoterapeutki, była to starsza pani, jej
gabinet znajdował się w szpitalu, a ona w tym gabinecie paliła
papierosy! Nie, nie to, że zapaliła jednego, tam była istna mgła,
a ja nie palę papierosów i takie warunki psychoterapii były dla
mnie nie do przyjęcia. Trochę się krępowałam poprosić w
rejestracji o wyznaczenie innego terapeuty, jednak była to jedna z
lepszych decyzji w moim życiu. W ten sposób trafiłam na
terapeutkę, z którą współpracuję już ponad dwa lata. Nasza
praca to nie tylko cotygodniowe spotkania, bardzo często sugeruje mi
książki psychoedukacyjne i psychologiczne, których lektura wiele
mi dała. Uważam, że dzięki tej terapii zrozumiałam wiele
mechanizmów, które kiedyś rządziły moim życiem, teraz mam ich
świadomość i wile z nich już zmodyfikowałam. Zyskałam też duży
wgląd w siebie i dystans do świata. Wiem, że jeszcze przede mną
długa droga, ale dużo już się nauczyłam.
Moim
obecnym lekarzem psychiatrą jest specjalista z dużym
doświadczeniem. Leczę się u niego niespełna rok (moja poprzednia
lekarka odeszła z przychodni). Jednak nie jestem w pełni
usatysfakcjonowana z tego leczenia. Owszem, mam przepisywane leki,
ale to praktycznie wszystko, na co mogę liczyć. Teoretycznie przy
wejściu do gabinetu lekarz zadaje mi pytanie: „Jak Pani się
czuje?” Jednak zanim ja zdążę cokolwiek odpowiedzieć, to on sam
sobie odpowiada mówiąc „To co, piszemy leki” i w tej sytuacji
jestem bezsilna. Bo z jednej strony przez czas mojego leczenia się u
niego mój stan jest stabilny, jednak boję się, co by było, gdybym
przyszła w gorszej kondycji. Nie wiem, czy udałoby mi się chociaż
wyartykułować informację o gorszym samopoczuciu, zanim pojawiłyby
się wypisane recepty. Być może jest to obawa na wyrost, nie wiem i
chyba nie chcę sprawdzać. Ostatnio poważnie myślę o zmianie
lekarza prowadzącego, być może porozmawiam na ten temat przy
następnej wizycie i spytam, co mi proponują w rejestracji.
Dobrze
jest znać swoje prawa i z nich korzystać. Dobrze też uczyć się
budowania relacji z różnymi ludźmi, jednak warto słuchać swojej
intuicji i dbać o własny komfort. Jestem ciekawa jak wyglądają
Wasze terapeutyczne relacje. Podzielcie się tym w komentarzach!
U mnie również wyglądało ciekawie. Wybór i zmiana. Aż wreszcie trafiłam i na dobrą psychoterapeutkę i na dobrą psychiatrę. Byłam z nimi ponad 10 lat. Z kilku względów nie jeżdżę do nich już. Ale nie ukrywam, że najbardziej brakuje mi pani psycholog, pani Kasi. Kilka wizyt w szpitalu. Znam również kilku a może nawet kilkunastu lekarzy psychiatrów. I myślę, że większości coś brakuje. Muszą dużo z pacjentami rozmawiać przede wszystkim. Relacje moje z takimi lekarzami są na luzie. Chyba, że nie jestem w stanie.
OdpowiedzUsuń