Chciałabym
Wam się do czegoś przyznać. Sama przez wiele lat nie umiałam
wypoczywać. Zaczęło się to już chyba we wczesnym dzieciństwie.
Podobno mając niespełna dwa lata w czasie wakacji wstawałam o 3 w
nocy i wyciągałam mamę na spacer po plaży, a to były dopiero
początki.
Bardzo
lubiłam intensywne życie. Co roku wyjeżdżałam na kolonie lub
obozy i tam czas był zorganizowany, owszem kilka godzin dziennie
czasem spędzało się na plaży, ale generalnie czas był
zagospodarowany. Wyjazdy rodzinne zawsze były aktywne, trzeba było
wcześnie wstawać i przed 8 rano być na szlaku (żeby zdążyć
zrealizować plan pieszej wycieczki). Kiedy spędzałam czas
z babciami było rożnie, jedna z nich chyba absolutnie nie
akceptowała czegoś takiego jak wypoczynek. Zawsze była w stanie
zorganizować jakieś zajęcie. Czasem było to zrywanie agrestu lub
plewienie kwiatków, innym razem mycie i malowanie okien. Tak kiedyś
były drewniane okna, które co roku trzeba było malować... Uważam,
że byłam wychowywana w kulcie pracy, i zawsze trzeba było robić
coś. Nie to, że narzekam. Tak po prostu było. Miło wspominam
wycieczki rowerowe, zdobyte szczyty gór, zwiedzone zabytki. Na pewno
wiele mi to dało. Rozwinęło różne umiejętności i poszerzyło
horyzonty. Niestety nie nauczyło mnie to efektywnego wypoczynku.
Nawet w czasie studiów nie korzystałam z długiej 3 miesięcznej
przerwy. Zazwyczaj planowałam na ten czas praktyki zawodowe, jeśli
obowiązkowy był miesiąc, to ja robiłam co najmniej dwa (kto
zabroni, tak to się więcej nauczę)! Wypoczynek? Czemu nie, ale
tylko aktywny! Kto by siedział na miejscu na jakiejś plaży i się
nudził? Wolałam pozwiedzać stolice Europy. Czasem, jak jechałam
na działkę, czułam się tam wręcz nieswojo. W środku lasu, gdzie
można robić tylko nic, no może czytać książki na ganku,
siedzieć przy ognisku i spacerować po okolicy. Przez wiele lat była
to dla mnie straszna nuda. Czyste marnotrawstwo czasu!
Z
perspektywy wiem, że przez co najmniej 25 lat nie odpoczywałam.
Nawet jeździłam na nartach i nie zastanawiałam się czy to lubię.
Jeździłam, bo taka była moda. Zimą wypadało pojechać na narty.
Prawdę powiedziawszy prędkość zawsze mnie stresowała i od kiedy
zdałam sobie sprawę, że w jeżdżeniu na nartach najbardziej lubię
przesiadywanie na szczycie stoku, z czystym sumieniem zaprzestałam
jeździć „na narty” i na nartach. Musiałam dorosnąć, żeby
pozwolić sobie samej na wypoczynek na własnych zasadach. Nie mam
nic przeciwko zwiedzaniu ani uprawianiu sportów. Jednak wiem, że
mnie takie aktywności męczą. Owszem lubię odwiedzać nowe miejsca
i uprawiać aktywności fizyczne, tyle że z umiarem. Wiem, że
najlepiej wypoczywam spacerując i czytając książki, albo robiąc
NIC i przyznaję się do tego bez poczucia winy. Nie chcę podawać
tu przepisu na idealny wypoczynek, każdy musi przygotować go dla
siebie indywidualnie. Uwzględnić swoją bieżącą dyspozycję i
zasoby. Zaplanować ten czas tak, aby czuć się dobrze w trakcie i
po jego upływie. Moim zdaniem warto poświęcić chwilę czasu na
to, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „jak wypoczywać?”.
Powiem więcej, warto zadawać sobie to pytanie co jakiś czas. Życie
to proces i wiele się zmienia – to, co jest dla mnie dobre
dziś, za rok może być już całkiem nieaktualne. I myślę,
że u Was może być podobnie.